KONTAKT

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Licznik


PILEWSCY SAGA
PUBLIKACJE
PUBLIKACJE
Aneks I

PUBLIKACJE
Aneks II

<< Wybitni Prusowie home

Jan III Sobieski

Z Bożej łaski król Polski, wielki książę litewski, ruski, pruski, mazowiecki, żmudzki, inflancki, smoleński, siewierski i czernihowski. Obrońca Wiary.

Herb Janina którym Prusowie i ród Sobieskich legitimizował się
(herb używany zamiennie do herbu Prus, przez Prusów zamieszkałych we wsi Janina i okolicy zamieszkałej przez Prusów ziemi sandomierskiej, póżniej rozproszonych)

Przodkowie

Jan Sobieski pochodził ze znamienitego rodu Sobieskich z Sobieszyna, który w okresie życia jego dziada Marka Sobieskiego dołączył do grona rodów magnackich. Jego ojciec, Jakub Sobieski, pod koniec życia był kasztelanem krakowskim. Po matce, Zofii Teofili z Daniłowiczów, wojewodziance ruskiej, Jan był spokrewniony z potężnym rodem Żółkiewskich. Był prawnukiem hetmana wielkiego koronnego Stanisława Żółkiewskiego. Zarówno Marek, jak i Jakub Sobieski oprócz sprawowania wysokich pozycji państwowych, odznaczyli się też zasługami na polu walki. Krewni przyszłego króla od strony Sobieskich, Daniłowiczów i Żółkiewskich zasłużyli się szczególnie w walkach z wyznawcami islamu – Turkami i Tatarami, często ginąc nieraz w brutalnych okolicznościach, co nie pozostało bez wpływu na jego ukształtowanie. Po latach wspominał: „(...) pradziad, dziad, wuj i brat rodzony od pogańskiej położony ręki; jakiego przykładu w domach, lubo rycerskich i wojennych, podobno mało się trafiało”.

Młodość

Urodził się w piątek 17 sierpnia 1629 r. pomiędzy godziną 14.00 a 15.00[3] w zamku w Olesku, rodowym spadku matki. W tym samym miejscu według jednej z hipotez przyszedł na świat jego poprzednik na tronie, Michał Korybut Wiśniowiecki (według drugiej, miało to miejsce w pobliskim Białym Kamieniu). Jeśli wierzyć późniejszej autobiografii króla, w dniu jego narodzin pod zamek podjeżdżały oddziały tatarskie. Dzieciństwo spędził w rezydencji pradziada w Żółkwi, która później, w dorosłym życiu była jego ulubioną. Młody Jan wychowywał się w atmosferze kultu dla osoby wielkiego przodka po kądzieli, którego przedstawiano mu jako wzór postawy żołnierza i obywatela. Pierwszymi słowami w języku łacińskim, jakich nauczył się czytać przyszły król, miał być cytat z Ody Horacego: O, quam dulce et decorum est pro patria mori („O, jak słodko i dostojnie jest umierać za ojczyznę”), wypisany na nagrobku Stanisława Żółkiewskiego.

Edukacja

Otrzymał staranne wykształcenie, zdobywane w całości wraz z bratem Markiem, ściśle według instrukcji sporządzonej przez ojca. Jakub Sobieski polecał zdobycie przez synów gruntownej znajomości kilku języków. Oprócz nauki słownictwa i zasad gramatyki ojciec nakazywał też konwersację w językach obcych, tłumacząc, że „milczeniem żaden się żadnego języka nie nauczył”. Instrukcja ta obejmowała także inne dziedziny nauki do opanowania przez synów, ćwiczenie pobożności, ale też obowiązkowy relaks w chwilach wolnych oraz utrzymywanie higieny osobistej. Dodatkowo, po przybyciu do Krakowa w 1640, Jan wraz z bratem nie zapisał się od razu do szkoły, ale przez kilka miesięcy prywatnie pogłębiali swoją znajomość łaciny.

W latach 1640-1643 uczęszczał do Kolegium Nowodworskiego w Krakowie, dzięki uprzednim prywatnym lekcjom i doskonałym wynikom egzaminu wstępnego, rozpoczynając wraz z bratem edukację od razu od klasy drugiej (tzw. „poetyki”). Uczył się wówczas pod okiem najlepszych nauczycieli, m.in. Andrzeja Lipińskiego (retoryka), Samuela Kruszewicza (dialektyka), czy wreszcie jednego z prywatnych nauczycieli – Jana Cynarskiego, który odegrał wielką rolę w jego wychowaniu. Lansowali oni model wodza-żołnierza, koncepcji rządów nad państwem wybitnej jednostki, zerwanie z powszechnymi nawykami szlacheckimi, stałe utrzymywanie gotowości bojowej państwa i zapewnienie skarbowi państwowemu odpowiednio wysokich dochodów. Stało to w opozycji do realiów demokracji szlacheckiej. Ostatnią klasę w kolegium (dialektyki) Jan ukończył wraz z bratem w półroczu zimowym 1642/1643, co dało im asumpt do rozpoczęcia studiów wyższych.

W latach 1643-1646 studiował na Wydziale Filozoficznym Akademii Krakowskiej. W czasie studiów nawiązał przyjaźń z dziekanem Wojciechem Dąbrowskim, który miał ponoć przepowiedzieć mu koronę królewską[4]. W nauce bracia Sobiescy wykazywali się wielką pilnością i sumiennością, a nabywanie nowych umiejętności – nadzorowane przez guwernera i nauczycieli prywatnych – zajmowało im większość czasu. 5,5-letnia edukacja w Kolegium Nowodworskiego i Akademii Krakowskiej odegrała wielką rolę w dalszym życiu Jana. Nabył on wówczas biegłej znajomości łaciny iniemieckiego oraz podstaw tureckiego i greki. Nabył też umiejętności w pisarstwie, wymowie oraz rozległą wiedzę historyczną, przede wszystkim jednak nabył perfekcji w stojącej na wysokim poziomie w Krakowie retoryce, która spełniała wówczas rolę przysposobienia młodzieży szlacheckiej do pełnienia funkcji publicznych. W pisanych wówczas pracach już wtedy przedstawiał swoje poglądy na temat Turcji („(...) tego świata wszystkiego rozbójnika i wiecznie głodnego nieprzyjaciela”), czy niedoskonałości ustrojowych państwa (m.in. krytyka sejmu, na którym sprawy publiczne wypierane są przez „pożytki” prywatne, a dobro państwa przez interesy możnych).

Sobieski miał bardzo wszechstronne zainteresowania naukowe. Interesował się szczególnie matematyką, astronomią, architekturą oraz inżynierią. Odwiedzał często obserwatorium słynnego gdańskiego astronoma Jana Heweliusza, któremu asystował podczas pracy i obserwacji gwiazd. Astronom pochwalił znajomość astronomii króla we wstępie do swojego dzieła "Machinae coelestis pars posterior rerum uranicarum observationes" wydanym w Gdańsku w roku 1679.[6] Jan III Sobieski był także dobrze wykształconym humanistą czytającym zarówno literaturę klasyczną jak nowożytne dzieła wolnomyślicieli. Korespondował ze sławnym niemieckim filozofem Gottfriedem Leibnizem[7]. Był bibliofilem, który w wilanowskiej bibliotece zgromadził swoją prywatną kolekcję książek w księgozbiorze liczącym około 7000 woluminów.

Grand Tour

Po studiach, wraz z bratem Markiem, przebywał dwa i pół roku za granicą, zwiedzając kraje Europy Zachodniej. Zwiedził Niemcy (m.in. Berlin i Lipsk), Niderlandy (Antwerpię, Brukselę, Lejdę i Hagę), dogłębnie Francję (m.in. Paryż, Chartres, Orlean, Blois, Angers, La Rochelle, Poitiers, Lyon, Marsylię) i Anglię (Londyn). W trakcie podróży studiował teksty klasyczne (Tacyt, Salustiusz, Liwiusz,Swetoniusz) oraz historię Francji Jean de Seres. Uczył się też kolejnych języków obcych: francuskiego oraz włoskiego i ćwiczył już poznane. Poznał wielu wybitnych dowódców i przywódców politycznych m.in. Wielkiego Kondeusza, króla Karola II Stuarta, Wilhelma II Orańskiego. Ćwiczył się też w wojskowości (m.in. zapoznawał się z organizacją armii francuskiej, szwedzkiej i hiszpańskiej, oglądał najlepsze wówczas w Europie fortyfikacje w Niderlandach i słuchał wykładów na ich temat). Obserwację kwestii wojskowych ułatwiała okoliczność, iż w Europie trwała wówczas wojna trzydziestoletnia. W Paryżu zastała go wiadomość o śmierci ojca, tam też uczestniczył w specjalnej mszy żałobnej, odprawianej przez samego legata papieskiego. Również w stolicy Francji zapisał się do Czerwonej Kompanii gwardii królewskiej. W związku z trudną sytuacją polityczną w Polsce i rodzinną, Jan i Marek Sobiescy powrócili we wrześniu 1648 roku do kraju. Nadaniem Jana Kazimierza Jan Sobieski przejął wówczas po ojcu wakujące starostwo jaworowskie.

Kariera
Powstanie Chmielnickiego 

Do kraju bracia (Jan i Marek) wrócili w 1648, na wieść o wybuchu powstania Chmielnickiego. Obaj zaciągnęli się do wojska i jako rotmistrzowie, na czele własnych chorągwi husarskiej i kozackiej przeszli chrzest bojowy w bitwie pod Zborowem. W 1649 r. wziął udział w odsieczy Zbaraża, w którym wśród oblężonych przebywał jego brat Marek.

Brał udział w randze pułkownika w trzydniowej bitwie pod Beresteczkiem w 1651, gdzie w drugim dniu został ciężko raniony w głowę. Uratowany został wówczas przez podkomendnych, którzy ewakuując go nieprzytomnego z pola bitwy, uchronili go od niechybnej niewoli. Wówczas został też ranny w pojedynku z Michałem Kazimierzem Pacem. W czerwcu 1652 r. w bitwie pod Batohem jego brat dostał się do niewoli tatarskiej, w trakcie której został zamordowany wraz z kilkoma tysiącami polskich jeńców. Od bardzo prawdopodobnej podobnej śmierci uchroniła Jana ciężka choroba i długotrwałe leczenie we Lwowie, co uniemożliwiło mu udział w bitwie. W związku ze śmiercią brata, Jan objął wkrótce pełnione dotąd przez niego starostwo krasnostawskie. W 1653 walczył z Tatarami pod Żwańcem, w randze pułkownika chorągwi kozackiej. Podczas tej kampanii, motywowany prywatną nienawiścią do muzułmanów po śmierci brata, przeprowadził samowolną zasadzkę na posła tatarskiego. Skandal dyplomatyczny, jaki wywołać mogła ta akcja, powstrzymała interwencja oboźnego Stefana Czarnieckiego[9]. Brał tam potem udział w rokowaniach z Tatarami i był nawet zakładnikiem strony polskiej, co wykorzystał na staranną obserwację konstrukcji obozu tatarskiego (przydało mu się to w późniejszych walkach).

Od 29 marca do 21 maja 1654 przebywał (w charakterze incognito) z poselstwem polskim w Stambule, poznając język turecki i tatarski. Wprawdzie wyruszając do Stambułu Sobieski posiadał już pewną znajomość podstaw tych języków, jednak dopiero pobyt na miejscu pozwolił mu przyswoić je w stopniu komunikatywnym (do końca życia nie opanował ich jednakże w stopniu równie biegłym, jak kilku innych języków obcych).

Wojna polsko-rosyjska i potop szwedzki 

W czasie wojny z Rosją, walczył w bitwie pod Ochmatowem 1655 z połączoną armią rosyjsko-kozacką. Na początku potopu szwedzkiego wraz z wieloma innymi oddziałami poddał się pod Ujściem pod protekcję króla szwedzkiego Karola X Gustawa. 16 października 1655 jako pułkownik wojska kwarcianegopod wodzą Aleksandra Koniecpolskiego złożył przysięgę wierności królowi szwedzkiemu. Ów akt zdrady względem Jana Kazimierza stanowi do dziś najbardziej kontrowersyjną kartę w biografii przyszłego króla. Historiografia częściowo usprawiedliwia Sobieskiego faktem, że jego zachowanie nie było niczym szczególnym, bowiem tak postąpiła wówczas większość polskiej szlachty. Z drugiej jednak strony, Sobieski należał do grupy pierwszych, którzy przeszli na służbę szwedzką i trwał w niej dłużej, aniżeli większość mas szlacheckich. Zbigniew Wójcik stawia tezę, że szkody wyrządzone Polsce swoją niewiernością, Sobieski zrekompensował państwu z wielką nadwyżką w późniejszych latach właśnie dzięki umiejętnościom zdobytym w tym okresie. Poznał bowiem wówczas tajniki prowadzenia wojny w jednej z najlepszych i najlepiej zorganizowanych armii ówczesnego świata, ucząc się np. operowania piechotą i dragonią.

Wcielony do armii szwedzkiej maszerował z nią do Prus, potem pod Gołąb i Jarosław. Uczestniczył ponadto w buntowaniu armii i przeciąganiu jej na stronę Szwedów. 24 marca 1656 opuścił szeregi szwedzkie i pod Łańcutem zgłosił się pod komendę Stefana Czarnieckiego. W odpowiedzi Karol X Gustaw rozkazał powiesić na szubienicy portrety oraz tablice z nazwiskami Sobieskiego i innych dowódców wojsk kwarcianych, którzy powrócili do prawowitego władcy.

Walczył odtąd pod komendą Jerzego Lubomirskiego w Wielkopolsce i Prusach Królewskich. 7 kwietnia wziął udział w bitwie pod Warką i pościgiem za pokonanym przeciwnikiem aż do przedmieść Warszawy. 19 kwietnia wraz z Dymitrem Wiśniowieckim atakował szańce Torunia. W końcu maja 1656 stanął u boku króla polskiego Jana II Kazimierza w obozie pod Warszawą. 26 maja król awansował go na chorążego wielkiego koronnego. Wsławił się w 3-dniowej bitwie pod Warszawą, dowodząc skutecznie dwutysięcznym korpusem tatarskim. W 1657 walczył przeciwko wojskom siedmiogrodzkimJerzego II Rakoczego, uczestnicząc w ich kapitulacji wobec polskich dowódców w dniu 17 czerwca pod Czarnym Ostrowem. W październiku 1658 oblegał wraz z Aleksandrem Koniecpolskim pruskiSztum i Toruń, tytułując się wówczas pułkownikiem królewskim. W 1659, posłując na sejmie, zasiadał w komisji do spraw ugody hadziackiej. Wziął też udział w ostatniej kampanii antyszwedzkiej. 19 marca 1660 został starostą grodowym stryjskim (po zmarłym Krzysztofie Koniecpolskim) i dowódcą regimentu piechoty wojsk cudzoziemskiego autoramentu. Własnym sumptem wystawił chorągiew pancerną i szwadron dragonii. 16 września 1660 odznaczył się w bitwie z wojskami rosyjskimi pod Lubarem, 7 października pod Słobodyszczami. Był jednym z czterech komisarzy królewskich, którzy po zwycięstwie nad Jerzym Chmielnickim, podpisali 17 października w Cudnowie układy z Kozakami.

W 1663 wziął udział w wyprawie na Rosję. Po drodze stłumił bunt wojska Stefana Czarnieckiego pod Lwowem. Brał udział w bitwie pod Ramnem, wraz z kozakami hetmana Pawła Tetery. W czasie tej wyprawy należał do bliskich doradców króla Jana II Kazimierza. Osłaniając odwrót wojsk polskich pobił Rosjan i Kozaków w bitwie pod Sośnicą i Kopyśnikami.

Zbliżenie do dworu i polityka profrancuska

W 1655 Jan Sobieski, poznając przy okazji zabawy dworskiej przy okazji sejmu warszawskiego, pokochał Marię Kazimierę d’Arquien de la Grange, dwórkę królowej Ludwiki Marii Gonzagi. Związkowi temu patronowała zresztą sama królowa, próbująca przeciągnąć na stronę swojego stronnictwa profrancuskiego obiecującego chorążego wielkiego koronnego. Ostatecznie jednak, pod wpływem przede wszystkim królowej, poślubiła ona później (w 1658) Jana „Sobiepana” Zamoyskiego, o czym zdecydować mogła większa jeszcze wówczas majętność Zamoyskiego, a przede wszystkim jego postawa w okresie potopu szwedzkiego (przez cały czas jego trwania zachował wierność dworowi polskiemu). Parę przez cały czas łączył jednak związek emocjonalny, który to romans stanowił wówczas tajemnicę poliszynela. O jego zbliżeniu do tzw. opcji francuskiej, zdecydował, obok spraw uczuciowych, przede wszystkim jednak podobna u niego wizja kształtu ustrojowego Rzeczypospolitej. Stąd też, od momentu powrotu do wierności Janowi Kazimierzowi w czasie potopu, stał się on konsekwentnym członkiem stronnictwa francuskiego. Był on też odtąd równie konsekwentnym sojusznikiem dworu królewskiego, w czym wytrwał aż do śmierci królowej Ludwiki Marii i abdykacji króla Jana Kazimierza.

W 1659 po raz pierwszy wybrany został posłem na sejm, gdzie powierzono mu – jak wspomniano wyżej – zasiadanie w komisji specjalnej rozpatrującej rozwiązanie sprawy ugody hadziackiej.Na sejmie1661 Sobieski podpisał list magnatów polskich do Wielkiego Kondeusza, zgłaszających gotowość poparcia kandydatury francuskiej do tronu polskiego. W odpowiedzi dostał z dworu Ludwika XIV 4800liwrów, w 1662 już 8000, w 1665 12 000, a w czasie elekcji Michała Korybuta Wiśniowieckiego już 20 000. W tym samym roku, 27 listopada, zmarła jego matka Teofilia, co oznaczało definitywne pełne przejęcie przez Jana kontrolę nad dobrami rodzinnymi. W 1662 został posłem z województwa ruskiego, brał udział w przeprowadzeniu dworskiego projektu reformy armii.

Jako członek stronnictwa profrancuskiego, w czasie rokoszu Lubomirskiego Sobieski stanął po stronie króla Jana Kazimierza, gdzie dowodził rozbitymi oddziałami jazdy w bitwie pod Mątwami. Jesienią1664 był posłem królewskim na sejmik na Rusi. Został też wybrany posłem na sejm, jednak z instrukcją nakazującą popieranie Lubomirskiego przeciwko królowi. W sądzie sejmowym nad Lubomirskim nie chciał wziąć udziału i długo się ociągał z przyjęciem ofiarowanej mu 17 stycznia 1665 laski marszałka wielkiego koronnego, wakującej po Lubomirskim (któremu odebrano ją karnie za zdradę). Wynikało to częściowo z opozycji znacznej części szlachty, popierającej Lubomirskiego przeciw królowi lub przynajmniej broniącej jego praw do laski marszałkowskiej (zwyczajowo dożywotniej), jak również z pewną lojalnością wobec dawnego dowódcy oraz niepewnością co do prawomocności skazującego go wyroku. Zachowane dokumenty wskazują jednak, że prywatnie Sobieski aspirował do laski marszałkowskiej i tylko wymienione wyżej dowody powstrzymywały go od jego przyjęcia.

Ślub z Marysieńką

14 maja 1665 wziął tajny, a 5 lipca 1665 oficjalny ślub z Marysieńką. Oficjalny ślub był wielkim wydarzeniem w ówczesnej Europie. Udzielał go nuncjusz apostolski Antonio Pignatelli (późniejszy papieżInnocenty XII), zaś relację z niego zamieściła największa wówczas europejska gazeta – „Gazette de France”. Dla wielu stanowił on też niemały skandal, bowiem uroczystości odbywały się w czasie trwania żałoby po Zamoyskim, zaś tajny ślub raptem tydzień po śmierci pierwszego męża Marysieńki. Przejawem tego były liczne satyry, w tym kąśliwy poemat Jana Andrzeja Morsztyna.

Działalność u schyłku panowania Jana Kazimierza

Pod wpływem żony (kierowanym w dużej mierze przez królową), 18 maja przyjął laskę marszałkowską. Stawiało go to w trudnej sytuacji, bowiem naraził się na wrogość mas szlacheckich, z kolei dwór rozważał cofnięcie jego nominacji za cenę porozumienia z Lubomirskim. Sobieski jednak wówczas kategorycznie odmówił zrzeczenia się przyjętej godności pod jakimkolwiek powodem (co potwierdził później publicznie na sejmie w 1666 r.). 5 czerwca podpisał zaś deklarację grupy najważniejszych ludzi w państwie o popieraniu kandydata francuskiego (Wielkiego Kondeusza lub jego syna) do polskiego tronu. W czerwcu własnym sumptem wystawił wojsko przeciwko rokoszanom Lubomirskiego. Na początku maja 1666 został hetmanem polnym koronnym. 13 lipca 1666 został zaskoczony przez wojska rokoszan pod Mątwami i poniósł klęskę, tracąc 1500 żołnierzy. 21 lipca podpisał ugodę w Łęgonicach. Pół roku później Lubomirski zmarł, co przecięło wszelkie wątpliwości dotyczące sprawowania przez Sobieskiego godności marszałka.

W dniach 4-16 października 1667 pobił pod Podhajcami pięciokrotnie liczniejszych Kozaków i Tatarów pod wodzą hetmana Piotra Doroszenki. Zwycięstwa te przyniosły zmianę wizerunkową Sobieskiego, który w opinii szlachty zaczął urastać do rangi bohatera. W trakcie kampanii podhajeckiej, dochodząc do wniosku opracował też strategię unikania walnej bitwy lub zamknięcia się w twierdzy, kosztem podzielenia armii na małe zwrotne oddziały. Te, skutecznie wyszukując tatarskie czambuły, atakowały je, uniemożliwiając im swobodne grabienie kraju. Ponieważ starcia zbrojne były dla Tatarów wyłącznie środkiem do stosowania grabieży, taktyka ta uniemożliwiała im prowadzenie korzystnych z ich punktu widzenia kampanii. Strategię tę z powodzeniem stosował odtąd Sobieski wielokrotnie.

5 lutego 1668 został hetmanem wielkim koronnym. W połączeniu z pełnioną już godnością marszałka wielkiego koronnego, przyniosło to Sobieskiemu ogromne wpływy. Sprawował odtąd władzę nad wojskiem i w znacznej mierze nad dyplomacją państwową. W tym momencie stał się więc jednym z najważniejszych polityków i potężnych ludzi w państwie. Sukcesy wojenne, a także świadomość kryzysu państwa wśród znacznej części szlachty, dały możliwość przejęcia pełnej władzy nad państwem. Możliwość taką dawała pełna kontrola nad wojskiem, a o poparciu społecznym świadczyły chociażby liczne uchwały sejmików, wzywające Sobieskiego do przejęcia kontroli nad Rzecząpospolitą. Z szansy na objęcie funkcji de facto dyktatora nie skorzystał jednak. Pośród różnych hipotez dotyczących tej rezygnacji, wskazuje się również tę, że rzeczywiste plany reformy państwa były u Sobieskiego posunięte dużo dalej, niż zdawała sobie z tego sprawę popierająca go, w nadziei na obronę swoich wolności, szlachta.
16 września 1668 – rok po śmierci małżonki – abdykował Jan Kazimierz. Sytuacja, która wówczas nastąpiła, nie pozostała bez wpływu na dalsze losy Sobieskiego.

Wobec sytuacji po abdykacji Jana Kazimierza

Po sejmie abdykacyjnym (27 sierpnia-16 września 1668) Sobieski stanął wraz z prymasem Mikołajem Prażmowskim na czele stronnictwa profrancuskiego. Popierał do polskiej korony kandydaturę francuskiego księcia Wielkiego Kondeusza.
15 maja 1669 zawarł układ z prymasem Prażmowskim, kanclerzem wielkim litewskim Krzysztofem Zygmuntem Pacem i podskarbim wielkim koronnym Janem Andrzejem Morsztynem, o popieraniu kandydatury Wielkiego Kondeusza do korony polskiej. Później popierał kandydaturę palatyna neuburskiego Filipa Wilhelma.
Po wyborze króla Michała Korybuta Wiśniowieckiego 19 czerwca 1669, przeszedł do opozycyjnego stronnictwa tzw. malkontentów. Sobieski zawiązał spisek detronizacyjny i doprowadził pierwszy raz w historii Rzeczypospolitej do zerwania sejmu koronacyjnego (1 października-12 listopada 1669). Król Francji Ludwik XIV powierzył Sobieskiemu misję popierania do korony polskiej kandydatury księciaCharles’a-Paris d’Orléans-Longueville. Stał się wówczas głównym wrogiem frakcji dworskiej. Gdy ta zawiązała przeciw niemu konfederację w Gołąbiu, Sobieski odpowiedział konfederacją w Szczebrzeszynie.

Wojna polsko-turecka

Walki polityczne odbiły się na przebiegu wojen. W 1671 Sobieski odparł duży najazd Tatarów, ale wobec buntu hetmana wielkiego litewskiego, przywódcy stronnictwa dworskiego, Michała Kazimierza Paca, nie mógł dokończyć walk. Sobieski ostrzegał króla o złym stanie twierdzy w Kamieńcu Podolskim, ale ten nie uczynił nic, by to zmienić. 26 sierpnia 1672 po tureckim ataku twierdza padła i Podoleprzeszło na 27 lat pod jarzmo tureckie.

Droga do przyłączenia Rzeczypospolitej przez Imperium osmańskie stała otworem. Na mocy pokoju w Buczaczu (1672), Rzeczpospolita stała się lennem imperium osmańskiego, którym pozostała do1676 roku. [15] Kozłów ofiarnych szukano we własnych szeregach, według niektórych źródeł[według kogo?] o oddanie twierdzy fałszywie oskarżano osobiście Sobieskiego, doszukując się ukrytych knowań i korupcji. Jednakże, po ocenie dowodów w tej kwestii, konfederaci gołębiowscy pojednali się z nim („Marszałek konfederacyi Czarnecki przykląkł przed nim błagając o łaskę dla oskarżyciela, ...”).

Jesienią 1672 przeprowadził jedną z najbardziej imponujących operacji wojskowych w historii, znaną jako wyprawa Sobieskiego na czambuły tatarskie. Dysponując zaledwie 3000 jazdy pobił kilkudziesięciotysięczne wojska tatarskie, uwalniając 44 000 ludzi z jasyru. 11 listopada 1673 odniósł świetne zwycięstwo nad Turkami pod Chocimiem. Ocaleć miało zaledwie 4000 z 30 000 żołnierzy wroga. Triumf ten przyniósł mu sławę w świecie i koronę polską.

Gdy 10 listopada 1673 zmarł król Michał Korybut Wiśniowiecki, szlachta na sejmie elekcyjnym, jedynie przy sprzeciwie części posłów litewskich, wybrała 21 maja 1674 na jego następcę Jana Sobieskiego. Znaczną rolę w elekcji odegrała Marysieńka, żona Sobieskiego. Sobieski uzyskał 3450 głosów elektorskich szlachty.
Wojnę z Imperium osmańskim i jego lennikami kontynuował później, jako król Polski, wchodząc w międzynarodowe układy. Nie doczekał jednak jej zakończenia, trwały pokój osiągnięty został niespełna 3 lata po jego śmierci, już za panowania Augusta II Mocnego (→pokój karłowicki).

Panowanie

Wobec trudnej sytuacji państwa w chwili objęcia tronu, Sobieski chwilowo zrezygnował z koronacji, którą odbył dopiero w 1676 r. Pierwotnym głównym celem króla było zapewnienie Polsce silnej pozycji nad Bałtykiem oraz rewindykację i bezpośrednią inkorporację (lub złączenie unią personalną) Prus Książęcych. W tym celu zamierzał do neutralizacji stosunków polsko-tureckich oraz zawarcia bliskiej współpracy ze Szwecją i Francją. Program ten uzyskał miano „polityki bałtyckiej” Sobieskiego. Doraźnie, za najpilniejsze zadanie dla Rzeczypospolitej król Jan III Sobieski uznał zawarcie pokoju z Turcją, odzyskanie ważnego strategicznie Kamieńca Podolskiego i przerwanie nieustannego pasma wojen na południowych granicach państwa. W tym celu jesienią 1674 Rzeczpospolita wznowiła działania wojenne na froncie tureckim. Zdobyte zostało niemal całe Podole, a Kamieniec – zablokowany. Na więcej Sobieskiego nie było stać, gdyż hetman wielki litewski Michał Kazimierz Pac znów zabrał wojska litewskie i wrócił na Litwę. Uważa się, że uczynił on to w interesie Brandenburgii; po pokonaniu Turków Sobieski zamierzał bowiem odebrać Prusy Książęce. Plany te zresztą spełzły na niczym, głównie dlatego, że Brandenburgia sprzymierzyła się z Francją.

W 1675 Sobieski odparł Tatarów spod Lwowa. W 1676 Tatarzy i potężna armia turecka znów przekroczyła Dniestr, ale nie potrafiła zdobyć Żurawna. Po rozejmie Kamieniec Podolski pozostał przy Turcji, lecz zwróciła ona Białą Cerkiew, zrezygnowała z haraczu, oddała brańców i zobowiązała się do poskromienia tatarskich i kozackich wypadów. Sobieskiemu nie udało się jednak stworzyć antymoskiewskiego układu polsko-muzułmańskiego, ani ostatecznie zabezpieczyć przed zagrożeniem tureckim, w związku z czym zmuszony był do prowadzenia niekorzystnej dla Polski polityki zbliżenia z Rosją przeciwko Turcji. Przez kolejnych 7 lat Polska nie prowadziła wojen. W kraju narastała opozycja przeciwko królowi, opłacana złotem przez Austrię i Brandenburgię. W Małopolsce uknuto nawet spisek detronizacyjny, by obalić Jana III Sobieskiego, a tron przekazać niemieckiemu księciu Karolowi Lotaryńskiemu, ożenionemu z wdową po królu Michale Korybucie Wiśniowieckim.

Fiasko polityki bałtyckiej przyniosła przede wszystkim postawa Francji, która mimo kilku zawartych traktatów, zmieniła swoje cele polityczne. Stąd też stopniowo następowało ochłodzenie relacji polsko-francuskich, które w ostateczności doprowadziły do zerwania sojuszu i stosunków dyplomatycznych. Po okresie współpracy z Francją, Sobieski zdecydował się sprzymierzyć z habsburską Austrią. Jednym z jego skutków było zawarcie traktatu zaczepno-obronnego, w którym obie strony zadeklarowały się udzielić sobie pomocy na wypadek ataku ze strony Turcji.

Odsiecz Wiednia i schyłek panowania króla

W marcu 1683 Rzeczpospolita, wobec zerwania przymierza przez Francję, zawarła sojusz z cesarzem Leopoldem I przeciwko Turcji, będącej sojuszniczką Francji. Turcy szykowali się wtedy do wielkiej wyprawy wojennej i Sobieski obawiał się, że uderzą z terenu Podola na Rzeczpospolitą, na Lwów i Kraków. Fortyfikował więc te miasta i zarządził zaciąg do wojska. Turcja uderzyła jednakże na Austrię i po trzech miesiącach armia wielkiego wezyra Kara Mustafy obległa Wiedeń. Nie czekając na posiłki litewskie, Sobieski z wojskiem koronnym pomaszerował w błyskawicznym tempie (400 km w 8 dni) na odsiecz stolicy austriackiej. Pod jego dowództwem, w dniu 12 września 1683 rozegrała się wielka bitwa pod Wiedniem, która zakończyła się pogromem Turków. Zginęło ich 15 000, a chrześcijan zaledwie 3000. Papież Innocenty XI ustanowił z tej okazji na dzień 12 września święto imienia Maryi, które obchodzone jest po dzisiejszy dzień. 9 października, w marszu przez Węgry za cofającymi się Turkami, Sobieski odniósł jeszcze jedno znaczące zwycięstwo pod Parkanami, gdzie padło 9000 wrogów, a w grudniu wraz z całym swym wojskiem wrócił do Krakowa.

W 1684 Rzeczpospolita weszła w skład Świętej Ligi zawiązanej przez Austrię, Wenecję i papieski Rzym przeciwko Turcji. Wojna z Turcją trwała więc dalej i w następnych latach Polacy podjęli kilka wypraw na Podole, Mołdawię i Wołoszczyznę, jednakże bez istotnych sukcesów militarnych. Przyczyniły się do tego intrygi nowej opozycji – Sapiehów, układających się z elektorem brandenburskim,Fryderykiem III. Sobieski traktował ich tak jak Paców łagodnie, gdyż nie chciał nowych wojen domowych. Koncentrując się na wojnach z Turcją, Sobieski nie potrafił już zreformować ustroju państwa, zdobyć terenów nadbałtyckich, ani zabezpieczyć tronu dla swego najstarszego syna Jakuba. W 1686 zorganizował wielką wyprawę na Budziak, nie dokonał jednak trwałych zdobyczy terytorialnych. W tym samym roku, zabiegając o poparcie Rosji w wojnie z Turkami, zawarł w Moskwie pokój Grzymułtowskiego, w którym potwierdzone zostały warunki rozejmu z Andruszowa sprzed 20 lat. Oznaczało to więc oficjalną rezygnację Rzeczypospolitej ze Smoleńska i wschodniej Ukrainy z Kijowem. Rosjanie zapewnili też sobie opiekę nad wyznawcami prawosławia, co w przyszłości stało się środkiem do ingerencji w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. Daleko idące ustępstwa strony polskiej nie przyniosły oczekiwanych korzyści politycznych i militarnych w ostatecznej rozprawie z Turcją.

W latach 1685-1686 podjął, we współpracy z Austrią i Wenecją, grę dyplomatyczną, mającą na celu zmontowanie koalicji antytureckiej z Persją i chanatem krymskim. Pomimo pierwszych symptomów powodzenia, inicjatywa została jednak storpedowana przez dyplomację francuską. Sam również stał się celem tej dyplomacji, gdy Francuzi obiecywali mu daleko idące korzyści pod warunkiem zerwania z dotychczasowymi sprzymierzeńcami. Lawirując pomiędzy Austrią i Francją oraz Szwecją, ostatecznie nie zdecydował się, albo nie zdołał już, powrócić do koncepcji polityki bałtyckiej.

W 1691 powziął wyprawę do Mołdawii, ale skończyła się ona niepowodzeniem. Po wyprawie, nie wierząc już w możliwość zrealizowania następnych pod jego bezpośrednim dowództwem, Sobieski zlecił budowę potężnych, nowoczesnych umocnień na granicy z Portą – Okopów Św. Trójcy i Szańców Panny Maryi. Sobieski zaczął chorować i dowództwo zaczął powierzać swoim zastępcom. Nie zdołali oni nigdy wywalczyć decydującego rozstrzygnięcia, które przypadło dopiero następcy na tronie, Augustowi II.

Polityka wewnętrzna

Kierując się swym wielkim doświadczeniem wojennym, Sobieski zreformował wojska Rzeczypospolitej, zmieniając ich organizację i wyposażenie. Z oddziałów piechoty ostatecznie znikła pika, natomiast wszyscy muszkieterzy zostali wyposażeni w berdysze. Zwiększyło się znaczenie artylerii i dragonii, w ataku ciężkozbrojna husaria pozostawała główną siłą przełamującą.

Jan III dążył do zreformowania państwa poprzez utworzenie silnego i sprawnego rządu królewskiego. W tym celu dążył do uporządkowania obrad sejmowych i ograniczenia roli sejmików. Dążył też do utworzenia w Polsce monarchii dziedzicznej, początkowo poprzez system elekcji następcy vivente rege, tzn. za życia króla. Działania te dwór przeprowadzał jednak niedyskretnie, co wywołało opór ze strony opozycji. Niekorzystnie też rozwiązał stosunki w Wielkim Księstwie Litewskim, gdzie nominowani przez niego na najwyższe stanowiska Sapiehowie, zamiast zastąpić nastawionych opozycyjnie Paców, sami wystąpili przeciwko królowi i dążyli właściwie do samodzielności. Choć ich działania doprowadziły w dalszym okresie do otwartego buntu na Litwie, to jednak doraźnie zaszkodziły panowaniu króla. Panowanie Sobieskiego, mimo podejmowanych przez króla prób zmian, było więc okresem dalszej degeneracji polskiego parlamentaryzmu.

Mecenat

Sobieski zasłynął jako mecenas kultury. Roztoczył opiekę nad zdolnymi artystami, w tym architektami Tylmanem z Gameren i Augustynem Loccim, rzeźbiarzem Andreasem Schlüterem i malarzamiDanielem Schultzem, Jerzym Eleuterem Szymonowiczem-Siemiginowskim) oraz humanistami (Wespazjanem Kochowskim, Joachimem Pastoriusem, Wojciechem Stanisławem Chrościńskim, Janem Schultzem-Szuleckim), matematykami i astronomami (Janem Heweliuszem, Adamem Adamandym Kochańskim). Wielu z nich indygenował i nobilitował. Zapewnił gdańskiemu astronomowi Heweliuszowidożywotnią pensję[7] i zwolnił jego browar z podatków za co ten odwdzięczył mu się nazywając nowo odkryty gwiazdozbiór „Tarczą Sobieskiego”.

Zgromadził dużą bibliotekę. Wybudował pałac w Wilanowie, ufundował kościół kapucynów (jako votum za wiktorię wiedeńską, gdzie spoczywa jego serce) i kościół św. Kazimierza (sakramentek) naNowym Mieście w Warszawie (kolejne votum) oraz Kaplicę Królewską w Gdańsku. Przebudował również jedną z kamienic na lwowskim rynku.
Był honorowym członkiem pierwszego na świecie towarzystwa geograficznego Accademia cosmografica degli argonauti, założonego przez weneckiego franciszkanina Vincenza Marię Coronelliego.
Jego imię nosił statek gdański Johann der dritte König von Pohlen[17].

Majątek

Ród Sobieskich nie należał do potężnych finansowo, jednak dwaj kolejni przodkowie króla zdołali doprowadzić go do tej pozycji i wprowadzić go do grona magnaterii. Jan Sobieski odziedziczył ogromny (choć oczywiście nieporównywalny z fortunami np. Zamoyskich, czy Radziwiłłów) majątek, którego w związku ze śmiercią brata, był jedynym (po odliczeniu uposażenia dla siostry) dysponentem. Po ojcu przejął majątki rodowe głównie na Lubelszczyźnie i Rusi Czerwonej, a także kamienicę we Lwowie, z kolei po matce m.in. Olesko. W 1667 r. w związku z aneksją do Rosji ziem wschodnio ukraińskich utracił posiadane tam dobra, uzyskał jednak za nie od cara odszkodowanie w wysokości 40.000 zł. Po wygaśnięciu rodu Żółkiewskich, przejął ich majętności, w tym m.in. Wolę Giełczewską (późniejsząWolę Sobieską), Pomorzany (w 1699 r. wyceniane na ogromną sumę 500.000 zł), Zborów i Złoczów na Podolu oraz Błudów na Wołyniu. Majątek ten zdołał znacznie pomnożyć własnymi działaniami. Znaczne wpływy przynosiło mu tez pełnienie dwóch starostw. Przejmując władzę królewską, zdołał więc już Sobieski uzyskać status wielkiego magnata.

Choroby, śmierć i następstwo

Mimo iż władca wiele swojego czasu spędził na polach bitewnych, co sugerować mogłoby dobry stan zdrowia, pod koniec swojego życia był już mocno schorowany. Cierpiał między innymi na otyłość,podagrę, kamicę nerkową, nadciśnienie i zapalenie zatok oraz przywleczony z Francji syfilis. Stosowana na tę ostatnią chorobę kuracja rtęciowa doprowadziła w ramach skutków ubocznych do uszkodzenia nerek[20]. Śmierć króla Jana III Sobieskiego nastała w Wilanowie 17 czerwca 1696. Przyczyną był atak serca, po długotrwałej chorobie. Jego żona Maria Kazimiera zmarła w 1716 roku w Blois, we Francji. Oboje są pochowani na Wawelu w Krakowie. Serce króla spoczywa w kaplicy królewskiej (bł. Anioła z Akry) w kościele kapucynów w Warszawie. Tron po Janie III Sobieskim przypadł Augustowi II Mocnemu, z saskiej dynastii Wettynów.

Bitwy stoczone przez Polaków pod dowództwem Jana Sobieskiego

Info. Wikipedia

Czy Jan III Sobieski popełnił błąd, ruszając na odsiecz Wiedniowi
zagrożonemu przez Osmanów?

Król Jan III Sobieski umierał tak bardzo przepełniony goryczą i uczuciem rozczarowania, że nawet nie zadbał o przyszłe losy doczesnego dziedzictwa, które z pasją przez całe życie pomnażał. Skarżąc się do biskupa Załuskiego, że nie mając posłuchu za życia, tym bardziej nie zyska go po śmierci, miał wprawdzie na myśli skłóconą rodzinę, lecz słowa te jak ulał pasowały do państwa, które osierocał. Trzeba nie ustawać w miłosiernej nadziei, że Jego Wysokości w zaświatach nadal jest wszystko jedno, co się dzieje z jego spuścizną, bo inaczej król spędzi wieczność w nieustannej zgryzocie.

Spór o Sobieskiego

Ponad 330 lat po najsławniejszym sukcesie militarnym Sobieskiego, nie dość, że znieważono monarchę bardzo złym filmem o jego zwycięstwie, to przy okazji wykopano skądś stary spór publicystyczny o sens udziału Rzeczypospolitej w odsieczy wiedeńskiej. Kontrowersja to stara, zdawało się, że dawno nieżywa, przykryta pyłem jeszcze XIX-wiecznych polemik na ubitym polu. Wtedy właśnie nad świeżymi mogiłami powstańców styczniowych jęto z zapałem neofitów robić porządki w rupieciarni narodowych mitów. Akurat mit przedmurza chrześcijaństwa nadawał się do bicia jak mało który, bo sam się nadstawiał podbrzuszem mesjanistycznej naiwności. Ponadto wielu mniemanologom stosowanym, gdy dodali w pamięci rok 1683 do 1795, wyszło czarno na białym, że obrona Habsburgów przed Turkami była gorzej niż zbrodnią, bo strategicznym błędem Sobieskiego. Wywodzili, że gdyby król trzeźwo poniechał odsieczy, to prócz zaoszczędzenia skarbowi sporej sumy pieniędzy i termedii wojsku, uwolniłby Polskę od przyszłego zaborcy. W dodatku całkiem za darmo, bo tureckimi szablami. Nie przywieźliśmy wszak spod Wiednia ani terytorialnych zdobyczy, ani należytej wdzięczności cudem ocalonej Europy, a tylko przez pokaz infantylnej prostoduszności wystawiliśmy się na pośmiewisko świata i rozbiory. Zresztą sens udziału w odsieczy wiedeńskiej zajmował nie tylko Polaków. Sam car Rosji Mikołaj I uważał się za drugiego po królu Sobieskim największego w dziejach idiotę, który nie wiedzieć czemu uratował Habsburgów. Trzeba przyznać, że to kiepskie podsumowanie tak olśniewającego zwycięstwa.

Z literackiego punktu widzenia trudno o bardziej budującą wizję alternatywnej historii. Oto jest, powiedzmy, rok 1695 i stary Jan III Sobieski, zacierając ręce z uciechy, popatruje z nieukrywaną satysfakcją na południe. A tam nasz niedoszły zaborca, zamiast 100 lat naprzód knuć przeciwko Polsce swe odrażające plany, sam wije się pod pogańskim jarzmem.
Choć takie marzenie jest bardziej krzepiące niż cały Sienkiewicz, to aby je uwiarygodnić, świat musiałby po przypuszczalnej klęsce Austrii stanąć w miejscu, a piekło zamarznąć. Nic podobnego nie miało prawa się zdarzyć. Bardziej prawdopodobne, że król na łożu śmierci gryzłby palce z bezsilności, nie widząc finansowych ani militarnych możliwości odbicia z rąk Turków Krakowa i reszty Małopolski. Przy czym mogło to się okazać opcją minimum możliwych strat, bo ostatecznym ukoronowaniem katastrofy zdają się być przyspieszone o kilkadziesiąt lat rozbiory.

Alternatywy króla Jana

Czy jednak w 1683 r. król rzeczywiście mógł nie ruszyć na ratunek obleganemu Wiedniowi? Oczywiście, że mógł, i to nawet nie posuwając się do demonstrowania wrogiej obojętności Habsburgom. W tamtych czasach dyplomatyczne spóźnienia na pole bitwy przez sojuszników, mających drobne problemy z lojalnością, były na porządku dziennym. I rzeczywiście w Austrii nie dowierzano, że Sobieski dotrze nad Dunaj, ponieważ polskie kłopoty z mobilizowaniem wojska były w Europie tajemnicą poliszynela. Od czasu uchwalenia przez sejm funduszy wojennych do wyjścia armii w pole często mijał i rok, podczas gdy sąsiadom starczał na to kwartał. Także dystans, jaki dzielił Warszawę od Wiednia, był wystarczający, by z armatami, piechotą i taborami zmitrężyć po drodze i miesiąc, czego doskonale dowiodła armia litewska, podążająca (sarkazmem byłoby w tym wypadku powiedzieć „spiesząca") w ślad za wojskami koronnymi.

Tak więc rzeczywiście nic wielkiego by się nie stało, a na pewno nie od razu. Nawet sam papież przełknąłby to jakoś z godnością, nie chcąc zrażać do siebie jedynego odtąd, dużego katolickiego państwa w tej części Europy. By jednak rozsądzić, czy Jan III Sobieski podjął w lipcu 1683 r. właściwą decyzję, trzeba sobie uzmysłowić, przed czym stanęła Polska po rozpoczęciu tureckiej inwazji na północ. Literatura popularna, a i służąca krzepieniu serc publicystyka historyczna, dość zbanalizowała zagrożenie płynące ze strony imperium otomańskiego. Można odnieść wrażenie, że Turcy to jakieś egzotyczne watahy, które tylko czasem zapędzały się w nasze okolice z odległej Azji, a czyniły to tylko po to, by dać okazję husarii do odnoszenia zwycięstw nad przeważającymi siłami wroga. Zwłaszcza że podczas zaborów zawsze przyjemniej było wspominać drugi Chocim lub Wiedeń niż Cecorę. Wystarczy jednak uważniej przyjrzeć się mapie Europy i basenu Morza Śródziemnego, żeby zobaczyć, z czym miała Polska do czynienia w końcu XVII w. Jeżeli ktoś łaknie skrawka egzotyki, a nie ma chęci na dalekie wyprawy, może wybrać się do Egeru. To całkiem ładne, barokowe miasto na Węgrzech, słynące z piwnic wypełnionych winem i... łaźni tureckich. Od przejścia granicznego w Koniecznej można tam dojechać samochodem w trzy godziny, nie narażając się na mandaty za przekroczenie prędkości. Na trochę zapuszczonym placyku poniżej zamku stoi tam do dziś smukły, niczym dobrze naostrzony ołówek, czterdziestometrowej wysokości kamienny minaret – pozostałość po zbudowanym w czasach Sobieskiego meczecie. Siedząc na ławce w cieniu budowli trzeba sobie uzmysłowić, że wówczas wszystko na południe od tego miejsca, z Egiptem włącznie, aż po dzisiejszy Kuwejt nad Zatoką Perską i Tunis, było już Turcją lub tureckim lennem. 14 lat przed Wiedniem potężna niegdyś Wenecja ostatecznie przegrała walkę o Kretę.
Także dla Polski, od czasu utraty Podola i Kamieńca w 1672 roku, przepychanki z Osmanami przestały być zabawą w berka po Dzikich Polach, lecz przekształciły się w sprawę życia i śmierci. Nie dość, że oblegany był Lwów, to forpoczty tatarskie w najlepsze plądrowały okolice Biecza i Jasła, miast leżących raptem 100 kilometrów od murów Krakowa, by stamtąd skręcić w kierunku Puław. Wtargnięcie Turcji do serca Korony było więc realne już 11 lat przed Wiedniem. Upokarzający pokój z Buczacza de facto zamieniał Polskę w tureckie lenno, niezbyt różniące nas statusem od Mołdawii, gdzie prawosławnych władców mianowano w Stambule. My też mogliśmy nadal mieć katolickiego króla, Ottomanom wszak było wszystko jedno, jak modlą się ich poddani, byle na czas płacili haracze.
Po bitwie pod Żurawnem i zawartym tuż po niej nowym pokoju z 1676 r., aż do inwazji na Austrię w 1683 r., sytuacja na Wschodzie nie zmieniła się wiele na naszą korzyść, bo w Kamieńcu Podolskim nadal stacjonowali Turcy z liczną zgrają Tatarów. Zamek tkwił jak but wciśnięty w uchylone drzwi, więc bisurmani dysponowali doskonałą pozycją do ponowienia ekspansji w Polsce. Kamieniec wydaje się więc właściwym punktem odniesienia do wyciągania wniosków ze zgromadzenia w Belgradzie ogromnej armii Mehmeda IV. Gdy te wojska, liczące zależnie od źródeł 140 do nawet 180 tys. żołnierzy stanęły obozem w połowie drogi między Budą a Balatonem, o kontekście Podola nie sposób było zapomnieć. Powódź, która dotąd rwała brzegi po drugiej stronie Karpat, teraz rozlewała się na wprost Krakowa, ostatecznie domykając kleszcze wokół Polski. Po zdobyciu Wiednia sama z siebie by nie ustąpiła.

W istocie do końca nie było wiadomo, w którą stronę równiny węgierskiej ten ludzki potop podąży. Dezorientacja była tym pełniejsza, że Tatarzy opuścili rejon Kamieńca, by połączyć się z siłami Kara Mustafy dopiero w ostatniej chwili, zanim wezyr ujawnił kierunek dalszego marszu. To, że padło jednak na Wiedeń, nie mogło nikogo w Polsce usypiać.

Zdecydowała arytmetyka

Skończywszy za młodu Akademię Krakowską, znając się z Heweliuszem i Leibnizem, Sobieski nie powinien mieć problemów z tak banalną arytmetyką. Karol Lotaryński, dowódca wojsk austriackich, sam przeciwstawiał Turkom 30 tys. wojska, bo resztę wiązały mu problemy z Francją (na marginesie, niewykluczone, że to właśnie intrygi Ludwika XIV zaważyły o kierunku ataku Osmanów). Niepewne posiłki z Rzeszy (przybyły w końcu na ostatnią chwilę) mogły zapewnić tylko 25 tys. żołnierzy. Po początku kampanii było już wiadomo, że wszystko to za mało, by powstrzymać Kara Mustafę. Z czym zostałaby Polska, gdyby Turcy w 1683 r. anihilowali osamotnioną armię Habsburgów? Przecież pod Wiedniem stanęła cała moc Rzeczypospolitej, a i tak stanowiło to mniej niż połowę wszystkich wojsk odsieczy, nie wliczając w to armii cesarza. Wprawdzie sejm w panice uchwalił na papierze prawie 48-tysięczną armię, lecz było to urzędowe bajkopisarstwo. W istocie Koronie udało się zebrać wedle skrajnych optymistów raptem 27 tys. wojska, choć realiści wolą mówić o 24 tys., a niektórzy tylko o 20 tys. Trzeba zaznaczyć, że idzie o zebranie realnych żołnierzy, a nie pieniędzy na ich zaciąg. Podatki bowiem zaczęły spływać dopiero z końcem lipca, a bitwa odbyła się już 12 września. Tym razem jedną piątą potrzebnej kwoty zapłacił cesarz, a aż pół miliona musiał Sobieski wyłożyć z własnej kieszeni. Na szczęście na biednego nie trafiło, choć przy okazji łatwo wyobrazić sobie, jakim groszem mogli wspomóc armię Sapiehowie, Radziwiłłowie i Pacowie, skoro Sobiescy nawet nie pretendowali do pierwszej ligi krezusów Rzeczypospolitej. Na taki cud jednak, nawet za boskim wstawiennictwem, nie można było liczyć.
Krótko mówiąc, pod Wiedniem Sobieski miał jeszcze szansę zmierzyć się z Turcją, dysponując połączonymi siłami Austrii, Rzeszy i Polski, w dodatku choć w części za pieniądze Habsburgów i papieża. Gdyby zaniechał udziału w odsieczy, to raczej prędzej niż później stanąłby wobec Turcji całkiem sam, ze swoimi 20 tys. wojska i bez gotówki. Nawiasem mówiąc, dysponując i tak skromnymi siłami, król siedząc w domu wydałby na zatracenie 3 tys. zaciężnych żołnierzy Lubomirskiego, którzy walczyli z Turkami pod Wiedniem już wcześniej, niezależnie od odsieczy. Jak się wydaje, szansę wiedeńską król rzetelnie wykorzystał. Skutki późniejszego wplątania się w Świętą Ligę antyturecką to już całkiem inna sprawa.
W grę wchodziły też inne możliwe koszty zaniechania poza tym, że następna odsłona wojny toczyłaby się w Polsce. Przecież po domniemanej klęsce Austrii Europa nie mogła pozostać bezczynna. Papież, nie szczędząc środków, zmontowałby w tym lub innym kształcie jakąś koalicję przeciw muzułmanom. Zbyt pochopnie oskarżając Sobieskiego o brak realizmu w sprawie ocalenia Habsburgów, trzeba pamiętać o Rosji, która także się w tym aliansie znalazła. Jeżeli więc dziś bezdyskusyjnie uznajemy warunki rozejmu andruszowskiego i późniejszego traktatu grzymułtowskiego z 1686 r. (zawartego wszak już po Wiedniu) za stworzenie warunków do rozbiorów 100 lat później, to warto pomyśleć, na jakie ultimatum Moskwy trzeba byłoby się zgodzić, mając na szyi turecką szablę? Jaką cenę trzeba by zapłacić za potencjalne odsiecze rosyjskie, brandenburskie lub saskie? Cesarz miał czym płacić za zaciężne armie, skądkolwiek by pochodziły. Polska nie miała nic, prócz bezmiaru ziemi.

Kres Rzeczypospolitej Obojga Narodów

To dobry moment, aby wspomnieć o postawie Litwy. Pogoń, która w Unii dawno zyskała pozycję ogona merdającego psem, w istocie zachowywała się wobec Korony nie jak składnik wspólnego państwa, nawet nie jak sojusznik, lecz jak wrogie mocarstwo. Na jakąkolwiek lojalność Wielkiego Księstwa nie można było liczyć. Połączone siły Litwinów, Tatarów i Kozaków, które w końcu z ociąganiem ruszyły na pomoc królowi, szły przez Polskę jak przez podbite terytorium. Gdy wreszcie ruszyły z Krakowa na Węgry, były spóźnione na bitwę o miesiąc. Mimo usilnych wezwań Sobieskiego, z głównymi siłami Korony udało się im połączyć dopiero w listopadzie, gdy już szykowano się do powrotu. Przez cały ten czas Litwini walczyli na Orawie i Spiszu, sumiennie wycinając i paląc wszystko, co im stanęło na drodze, nie napotykając po drodze ani jednego Turka.
Już wcześniej dywersyjne działania litewskiego hetmana wielkiego Michała Kazimierza Paca (zmarłego w 1682 r.), a mówiąc wprost, wielokrotna zdrada na polu bitwy, doprowadziły bezpośrednio do wojny z Turcją i o mały włos pod Chocimiem nie utrwaliły otomańskiej hegemonii nad Polską, ustalonej traktatem w Buchaczu. Gdy Lwów wciąż był oblegany przez Turków, to w Polsce wybuchała właśnie wojna domowa, cudem tylko zażegnana. Cesarz Leopold był wówczas dla Polski bardziej wiarygodnym partnerem niż Wielkie Księstwo.
Czego jednak wymagać od Litwy, gdy sami obywatele Korony skakali sobie do gardeł na wojnach z obcymi? Przecież kampanii przeciw Rosji, dźwigającej się dopiero z kompletnego upadku, nie przegraliśmy pod Siewskiem ani w żadnej innej batalii z Rosjanami, tylko w bratobójczej bitwie hetmana polnego koronnego Jerzego Lubomirskiego z Janem Kazimierzem w Mątwach, gdzie zginęło więcej wojska niż w odsieczy wiedeńskiej.
Wobec tych kontekstów dopatrywać się w XVII w. śmiertelnego zagrożenia akurat ze strony Austrii, jedynego państwa ościennego, z którym nie mieliśmy konfliktów, byłoby szaleństwem. Zaprawdę, większych wrogów niż Habsburgowie można było znaleźć po polskiej stronie granicy. Owszem, cesarz mieszał się nam do polityki wewnętrznej i wyboru królów, ale nie mogło to być casus belli, bo wówczas robił to każdy, kto miał ochotę i dość pieniędzy na łapówki. Lecz była to ta sama Austria, która dwukrotnie, w 1629 r. i 1657 r., wysłała Polsce sojusznicze wojsko przeciw Szwecji. Cat-Mackiewicz dzielił sojusze na naturalne i egzotyczne, przy czym pierwsze były tymi, w których życie aliantów zależy bezpośrednio od siebie nawzajem. Trzeba rozsądzić, czy Ludwik XIV był bardziej naturalnym sojusznikiem od cesarza Leopolda, przyjmując to kryterium.
Inna sprawa, że odsiecz wiedeńska miała dla Sobieskiego także znaczenie w polityce wewnętrznej. Wiadomo, że jego idée fixe była zmiana ustrojowa państwa i przywrócenie władzy dynastycznej. Temu celowi podporządkowane były wszelkie kombinacje sojusznicze i zaniechana w połowie „polityka bałtycka", celująca w odzyskanie Prus Książęcych z pomocą Francji i Szwecji. Projekt ten umarł śmiercią naturalną, gdy przestał być Ludwikowi XIV potrzebny po podpisaniu traktatów z wrogami w Nijmegen, lecz zbawcza pomoc dla Austrii otwierała nowe możliwości. Gdy dotychczas szlachta szczędziła królowi pieniędzy na wojsko, by nie urósł w siłę, to wojna z Turcją stwarzała pretekst do wyrwania Mołdawii z masy spadkowej po Turkach i usadowienia w niej dynastii Sobieskich. Dzięki wojnie król przez chwilę miał zarazem wojsko i wolną rękę. Mniejsza, czy ten pomysł miał sens, skoro i tak został przegrany.

Poza wszystkim, do prowadzenia jakiejkolwiek polityki Polsce potrzebny był pokój z Turcją. Wykluczone, by dało się go osiągnąć innymi środkami niż wojna. Liczyć, że Turcja z własnej woli wyznaczy sobie jakieś limes, było niemożliwe ze względów ustrojowych i gospodarczych. Ekspansja Osmanów nie była, jak wielu sobie wyobraża, przejawem religijnego dżihadu, lecz właściwie jedynym pomysłem na gospodarkę tego państwa, zwłaszcza odkąd flota portugalska pozbawiła Turcję lukratywnego monopolu na pośrednictwo między Dalekim Wschodem i Zachodem. Podboje były też racją bytu dla gigantycznej armii, a po zamordowaniu przez janczarów Kara Mustafy za klęskę wiedeńską nie ulegało wątpliwości, kto miał realną władzę w Stambule.
Pokoju z Turcją nie mógł nam też załatwić Ludwik XIV. Choć łączył go ze Stambułem tyleż nieformalny, co nieukrywany sojusz, to jego wpływy na dworze sułtana były więcej niż przeceniane. Francja i imperium osmańskie z wzajemnością świadczyły sobie przysługi przeciwko Habsburgom, lecz nic poza tym. Turcja nie miała nawet poselstwa w Paryżu, a o znaczeniu posła francuskiego w Stambule niech świadczy słynna, trwająca aż siedem lat awantura o miejsce dla jego stołka podczas audiencji. Gdy wreszcie zmieniono dyplomatę, na widzenie z sułtanem musiał czekać okrągły rok. Nawet poselstwa z Polski bywały szybciej obsługiwane. Jak widać, choćby można było u sułtana coś załatwić, trzeba by na to ogromnie dużo czasu i jeszcze więcej pieniędzy. W 1683 r. Sobieski nie miał jednego ani drugiego.
Tym mniejsze mieliśmy szanse, by samodzielnie nakłonić Turcję do pokoju. Dalibóg, jednak próbowaliśmy zawrzeć z Ottomanami nie tylko rozejm, ale nawet sojusz. Wbrew stereotypom, Sobieskiemu, fundatorowi Kruszynian, który tyleż razy bił się przeciw Tatarom, co razem z Tatarami, nie przeszkadzałyby w aliansie z Turcją uprzedzenia religijne, a i papież przymknąłby oko na ten układ, tak jak w wypadku Francji. W czasach triumfującej reformacji nie miał wielkiego pola manewru. W 1678 r. w Stambule oprócz delegacji Gnińskiego, negocjującego warunki pokoju, był też Jędrzej Modrzejewski, sondujący możliwość przymierza przeciw Rosji, jednak nie znalazł partnera do rozmów. Niestety, jedyną formą dialogu z Polską, jaką uznawała Turcja, było ultimatum. Zabawne, że w tym samym czasie Afanasij Porosukow starał się o podobny układ z sułtanem przeciwko Polsce.
Z czasem możliwości zawierania naturalnych sojuszy tak zmalały, że w 1685 r. Ormianin Salomon Syri Zgórski zabiegał w imieniu Polski o alians z Persją, a podobno poselstwo wysłano też do Abisynii, z propozycją wyzwolenia Egiptu. Może to i świadczy o rozmachu politycznym Sobieskiego, lecz może być także dowodem na dramatyczne osamotnienie i poczucie bezradności.
Niestety, nadchodziły czasy, gdy jedynymi możliwymi sojuszami stawały się te najbardziej egzotyczne.

Piotr Bożejowicz z Wikipedii

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Początek Strony