KONTAKT

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Licznik


PILEWSCY SAGA
Grzegorz Białuński
RÓD PRUSA KLECA
PUBLIKACJE
PUBLIKACJE
Aneks I

PUBLIKACJE
Aneks II

Odsłonięcie Pomnika

Historia
III-cie PRUSÓW POWSTANIE 1397 - 1466

Po upadku w 1274 roku II-go Wielkiego Powstania Prusów było jeszcze kilka mniejszych wolnościowych zrywów. Można by je nazwać lokalnymi zbrojnymi rebeliami bez dobrze zorganizowanego przywództwa, z tego względu, że społeczne struktury Prusów podczas germańskiego holokaustu zostały kompletnie zdemolowane. Nie bez znaczenia była Prusóẇ masowa ucieczka do sąsiadów. Najliczniej osiedlanymi terenami było Mazowsze, Kujawy, Pomorze. Wyjątkowym osadnictwem były puszczańskie tereny Galindii północno-wschodniego Mazowsza, dzisiaj nazywane Kurpiami.

Jadżwięgowie uzyskiwali azyl na Litwie i Rusi. Z pewnością uciekinierzy pruscy reprezentowali aktywną część pruskiej społeczności, która straciła jakąkolwiek nadzieję ocalenia życia wśród Niemców, będących w amoku mordowania miejscowej ludności.

Po drugim Prusów zbrojnym powstaniu niemieckie osadnictwo zmalało do tego stopnia, że w miejsce wybitego rdzennego ludu, Krzyżacy zaczęli zapraszać sąsiadów do zagospodarowania opustoszałej ziemi. Wśród osadników byli Słowianie uciekinierzy, w pańszczyznie uciemiężeni chłopi, ale w pierwszym rzędzie byli nimi pseudo spolonizowani rdzenni Prusowie. Prusowie z północnego Mazowsza i innych ościennych ziem z czasem wracali na swoje ziemie, ale już przyznając się do innej tożsamości, nie do swojej, w przeciwnym razie jako Prusom groziła by im taka sama niewola jaka spotkała pozostających Prusów na swojej ziemi, czyli byliby traktowani bez żadnych praw przynależnych człowiekowi.

Prowincja Pomezanii od czasu pokojowego Traktatu Dzierżgońskiego, podlegała innemu prawu, było to możliwe dzięki wstawiennictwu Biskupstwa Pomezańskiego którego Pomezanie stali się wasalami. Bezpośrednio po powstaniu, Krzyżacy wśród wiodących pomezańskich rodów zrobili “porządek”, przemieszczając ich z rodowej ziemi w inne odległe tereny z dala od wielo wiekowych sąsiadów, w celu uniknięcia i nie dopuszczenia do następnych anty krzyżackich powstań rdzennej ludności. Dotyczyło to rodów, które oparły się Krzyżakom w pierwszym powstaniu i z którymi Krzyżacy w pokojowym traktacie układali się. Wielu Prusów z terenu Pomezanii w późniejszym terminie przemieszczało się do Ziemii Chełmińskiej. Wielokrotnie możni pruscy posiadacze ziemscy, obdarowywali kawałkiem ziemi swoich zatrudnionych pobratymców, dzięki czemu pozyskiwali oni większe społeczne prawa.

Upłynęło około stu lat od II-go powstania Prusów a Prusowie wcale nie zapomnieli o germańskim barbarzyństwie, opis tego barbarzyństwa został zostawiony przez krzyżackiego kronikarza Piotra z Dusburga, opisał to z wielką pedanterią. Przeczytanie tej kroniki pozwala czytelnikowi dowiedzieć się, nie pozostawiając żadnych wątpliwości, że to w Prusach narodziła się germańska kultura, nazywana dzisiaj holokaustem dokonaną przez niemiecką nację.

Nie uszło uwadze Prusów agresywne krzyżackie zachowanie świadczące, że następnym celem Niemców będzie ekspansja w kierunku Litwy i Polski. Przyszło im tylko czekać na dogodną sytuację w rozwoju konfliktu do ponownego wolnościowego zrywu i próby zrzucenia niemieckiego jarzma. Doskonale orientowali się, inaczej być nie mogło, że wcześniej czy później dojdzie do końcowego rozliczenia sie pomiędzy Germaństwem a Polską Koroną.

Więcej, podobną sytuację Prusowie - Pomezanie, wykorzystali i przećwiczyli już w I-szym powstaniu, kiedy wybuchł zbrojny konflikt Ś́wietopełka z Krzyżakami. Wtedy gdyby nie jego zdrada razem z Prusami mogli by odnieść zwycięstwo nad Krzyżakami i nie byłoby poprzez stulecia potwornych zbrodni dokonywowanych przez Niemców na polskiej ziemi.

Taka sytuacja zaczęła się rodzić już po II-im powstaniu Prusów czyli po roku 1274, i śmiało można powiedzieć dojrzewała przez cały XIV-ty wiek, kiedy pogranicze cały czas wrzało w ogniu. Nie tylko Prusowie, ale i Korona Polska była świadoma zbliżającego się na ziemi Prusów wielkiego zbrojnego konfliktu. Rozpoczęły się wojenne przygotowania.



TOWARZYSTWO JASZCZURCZE

Pruskie rycerstwo, przysięgą zmuszone do służenia Krzyżakom, 24-go lutego 1397 roku, zakłada “Towarzystwo Jaszczurcze“. Założone ono zostaje przez czterech rycerzy, dwóch braci Ryńskich, Mikołaja i Hanusza i dwóch braci Kitnowskich Fryderyka i Mikołaja. Nie było to żadne novum, w ówczesnej Europie takie towarzystwa rycerskie powstawały w różnych intencjach i dzięki temu Towarzystwo uniknęło zbytniej uwagi i podejrzliwości Krzyżaków.

Dokument zakładający Towarzystwo Jaszczurcze, także nie wzbudził u Krzyżaków podejrzliwości, napisany został w języku niemieckim a z tekstem zapoznajmy się poniżej:

Niech będzie wiadomym wszystkim obecnym i przyszłym, którzy ten list oglądać albo czytać będą, że my czterej, Mikołaj i Hanusz z Ryńska, bracia, i Fryderyk i Mikołaj z Kitnowa, także bracia, uradziliśmy i zgodziliśmy się, że towarzystwo obmyślimy i utworzyliśmy w ten sposób, że my czterej, poprzednio wymienieni, i wszyscy, którzy do tego towarzystwa przystąpić mają, jeden drugiemu pomoże w potrzebnych, uczciwych sprawach, osobą i majątkiem, tak jak to czynić wolno, bez żadnej niewierności, fałszu, zdrady oraz wszelkiej innej chytrości, które by czyniło jawnie lub tajnie, samemu albo przez innych ludzi, przeciwko każdemukolwiek, który nam, albo jednemu z naszych, (który) w uprzednio wymienionym towarzystwie jest, dokucza, dręczy, gnębi albo krzywdę czyni: czy to jest na ciele, na honorze, czy na mieniu. Jednakże wyjąwszy przede wszystkim zwierzchność; ponad jeszcze (wyjąwszy) krewnych po mieczu tak, że jeśli ktoś z krewnych jednego z nas obrazi albo ukrzywdzi w wymienionych wyżej sprawach, jako to na ciele, honorze lub mieniu, żeby żaden ze stowarzyszonych w tym nie działał, lecz żeby milczał, aż sprawa się ułoży, lub jeden drugiemu między krewnymi, których sprawa obchodzi, w tej rzeczy uczynił sprawiedliwość. Także naradzalibyśmy się, czybyśmy Bogu, naszemu Panu, prawdziwie usłużyli, jakkolwiek by to było, jakby Bóg nas natchnął. Jak czterej najstarsi z towarzystwa urządzą albo zrobią, w tym inni powinni być powolni; albo jeżeli ktoś z naszego towarzystwa przez plagę Bożą, albo przez inne sprawy zubożał. Co czterej najstarsi wybrani temu uczynią dobrego, to powinni wszyscy inni uznawać. Także my czterej wymienieni uradziliśmy dotrzymywać przepisane artykuły, całkiem, stale i stanowczo, z wiernością i czcią, bez żadnego podstępu i sprzeciwu i jeżeli ktoś w towarzystwie czyniłby przeciw temu, albo działał, albo wyjawiłby naszą tajemnicę, albo przyczyniłby się, że zostanie przedtem ujawnione, gdyby został o tym przekonany,

to powinien on wyrzucony i wypchnięty zostać z towarzystwa i z dala być trzymany bez wiary i czci, jako przekonany złoczyńca. To towarzystwo utworzyliśmy Bogu, naszemu Panu, na chwałę i służbę, naszym prawym dziedzicom ku czci i nam samym na pożytek i wygodę. Znakiem wymienionego towarzystwa ma być jaszczurka. Na utrwalenie i umocnienie poprzednio wymienionego towarzystwa, ażeby ono zupełnie i całkowicie utrzymane z wpisanymi artykułami, kazaliśmy ten niniejszy list napisać, za naszymi przewieszonymi pieczęciami; który był dany po urodzeniu Bożym w roku tysiąc trzysta i dziewięćdziesiątym siódmym, w dniu świętego apostoła, św. Macieja; także chcemy, że ci wszyscy, którzy przystąpią do towarzystwa, mają swoje pieczęcie przywiesić dotego listu.


Bardzo inteligentnie skonstruowany dokument w zasadzie nie wzbudził podejrzeń, chociaż godne zastanowienia są niektóre frazy;

“albo wyjawiłby naszą tajemnicę, albo przyczyniłby się, że zostanie przedtem ujawnione, gdyby został o tym przekonany, to powinien on wyrzucony i wypchnięty zostać z towarzystwa i z dala być trzymany bez wiary i czci, jako przekonany złoczyńca”.

Zastanawiającym jest, czy ci czterej rycerze zostali wybrani przez większą grupę rycerstwa jako figuranci, czy też była to inicjatywa tylko tych czterech, którzy w dokumencie wystąpili żeby nie wzbudzać podejrzeń Krzyżaków. Bardzo ochoczo reszta rycerstwa, czytając dokument ze zbożnymi celami, przystępowała do stowarzyszenia nie wzbudzając podejrzeń. Niezapominajmy, że Krzyżacy byli mistrzami intrygi i jako takich trzeba było ich przechytrzyć. Należy przyznać, że to Prusom całkowicie się udało, ze zwinnością jaszczurki. Nikt inny jak Prusowie nie mógł lepiej poznać Krzyżaków.

Podobnego zdania jest Marian Bartkowiak: “Niewątpliwie przyjęcie jaszczurki (zwinnej i szybko potrafiącej się ukryć) za godło związku jest bardzo charakterystyczne; również wzmianka w dokumencie o karach, jakie grożą za wyjawienie wewnętrznej tajemnicy, świadczy o tem, że towarzystwo musiało jednak dążyć do realizowania jakichś tajemnych celów. Opinie uczonych polskich i niemieckich są pod tym względem jednomyślne, że Jaszczurkowcy mieli na celu oderwanie ziemi chełmińskiej od zakonu i poddanie jej Polsce.”

Ta jednolitość uczonych polskich i niemieckich tak jak i w innych wydarzeniach podyktowana jest fałszem w celu usprawiedliwiania się. Pierwsi, że wygrali bitwę pod Grunwaldem a wojnę z Zakonem przegrali. Drudzy, że po przegranej bitwie musieli oddać ziemię która była w ich posiadaniu. A jeśli już tak miało być, to właśnie Prusowie dążyli do przyłączenia ziemii Prusów do Korony. A jeśli ziemia chełmińska była polską (tak jest głoszone) to dlaczego przed tym Korona o nią nie walczyła. Postępowanie Prusów wykazało, że taka połowicznośc, wcale Prusów nie zadawalała a wręcz interesowało ich skończenie z Germaństwem, czego nie można było niezauważyć, niestety nie dotyczy to polskich historyków.

Na dokumencie Towarzystwa Jaszczurczego pojawiło się wkrótce 26-ść przewieszonych pieczęci należących do kwiatu pruskiego rycerstwa.

Które to były rody nigdy wiedzieć nie będziemy, pieczęcie bowiem uległy zniszczeniu a dzisiaj tylko po aktywnej działalności rodów możemy domniemywać które z nich do stowarzyszenia mogły należeć. Nie wiemy również na jakim obszarze Prus, Towarzystwo Jaszczurcze miało swoich zwolenników, ale z pewnością można stwierdzić, że najbardziej wspierało je rycerstwo Pomezanii i Ziemi Chełmińskiej.

Rycerstwo pruskie lojalne w stosunku do Krzyżaków wypełniało swoje obowiązki, związane rycerską przysięgą, uczestniczyło we wszystkich potyczkach na pograniczu z Koroną a także za granicą nie wzbudzając podejrzeń. Tak było podczas podboju wyspy Gotlandia w 1398 roku i jako dowód istnieje dokument, że Pilewski otrzymał refundację za utratę tam konia. Póżniej była Ziemia Dobrzyńska gdzie około 300-tu rycerzy pruskich wzięło udział w walkach a także inne potyczki na pograniczu Korony. Lojalny stosunek do Krzyżactwa, nie dawał powodow do żadnych podejrzeń w stosunku do Prusów.

Współcześni naukowcy tak niemieccy jak i polscy urządzają sobie aukcję, które wśród z nazwisk rycerstwa pruskiego do jakiej należą narodowości, kto jest Polakiem a kto Niemcem. Najciekawsze, że żaden z nich w ogóle nie bierze pod uwagę faktu, że mogli oni być Prusami. Dla przykładu, często tym naukowcom na określenie narodowości pruskiej szlachty wystarczy fakt na jakich prawach nabywali ziemię, polskich czy niemieckich, i tym podobne, a herb ich zawsze określają jako polski. Nadmienić należy, że drugie tyle Prusów, co w herbie Prus (ponad 1000 rodów), jest ukrytych w innych tzw. polskich herbach lub odnajdujemy ich w herbach nieznanych, herby notorycznie były zamieniane. Łatwo można do tego dojść kiedy jedno nazwisko posiada kilka herbów. Najstarszy odnotowany herb decyduje o oryginalnej rodowej przeszłości, jest pierwszym który był póżniej zamieniany. Bardzo często był herbem Prus. Herb Prus jest najbardziej pospolitym herbem w polskiej heraldyce i nie wszędzie był dobrze widzianym. Z tego też powodu ulegał częstej zamianie. Historycy obu nacji są wyjątkowo solidarni, jednym i drugim wygodnym jest niewyciąganie Prusów na światło dzienne, a mówienie tylko o Polakach i Niemcach załatwia sprawę.

Bez wątpienia, że przed dojściem do konflktu pomiędzy Koroną a Krzyżakami, w najbliższym otoczeniu Władysława Jagiełły (a być może tylko z nim wyłącznie, a był on nieufny wobec polskich kręgów możnowładczych), istniał w wielkiej skrytości nawiązany kontakt z Towarzystwem Jaszczurczym. Nie mógł on być z Polakami, gdyż̇ nigdy nie darzyli oni Prusów ani przyjażnią, ani zaufaniem, na dodatek w otoczeniu Polaków byli krzyżaccy donosiciele. Prusom nigdy zdrady nie można było zarzucić.

Współpraca była tak tajemna, że żadne jej sekrety nie dochowały się a świadectwem są tylko post fakty. Wszelkie zaś dowody, póżniej znalazły się w rękach Krzyżaków.



PRZYGOTOWANIA DO BITWY


Na przełomie XIV-go i XV-go wieku, polityczna sytuacja na ziemi Prusów pomiędzy Polską a krzyżackim państwem, dojrzewała do poważnego zbrojnego konfliktu. Obie strony bardzo aktywnie, poprzez dyplomację, starały się pozyskać w Europie jak największą ilość sojuszników. Z perspektywy czasu jest widocznym, że Korona Polska samotnie nie była w stanie przeciwstawic się militarnej potędze Krzyżaków, za którą stało nie tylko całe rycerstwo niemieckie, ale i z zachodniej Europy. Podobnie było podczas eksterminacji Prusów, kiedy za Krzyżactwem stała cała Europa, z tą̨ tylko różnicą, że Prusowie z całą Europą bili się przez 53 lata a tu wszystko rozstrzygnąć miała jedna tylko bitwa.

Na podstawie poniższej mapki możemy ocenić potęgę Korony Polskiej. Terytorialny obszar państwa krzyżackiego porównując z terytorium Korony, po 170 latach obecności Krzyżaków na ziemi Prusów, jest on równy obszarem, a Księstwo Litewski było conajmniej trzykrotnie większe. Księstwo płockie, zakała polskiej historii, żadnej terytorialnej roli nie odgrywało. Samo Mazowsze do Korony weszło dopiero w 1529 roku, którego północne rubieże zamieszkiwane były przez Prusów. Poniższa mapka nie jest imponująca dla polskiej słowiańszczyzny. Do tego jeśli dodamy ilość krzyżackich rycerzy, było ich około 500. Taka właśnie siła wystarczyła żeby zamieszać w Koronie, a Prusowie walczyli z nimi i całym europejskim rycerstwem przez 53 lata. Wprost nie do wiary, żeby Korona pozwoliła sobie na wyrośnięcie takiego germańskiego wrzodu. Ale, widać tu sukces germańskiej polityki w dążeniu do opanowania basenu morza Bałtyckiego przez niemieckie miasta, gdyż to one finansowły Krzyżaków.






Siły sprzymierzonych i Krzyżaków można tylko oszacować i to z wielkim przybliżeniem, nie posiadamy żadnego zapisu o ich ilości. Jedyną pomocą może być wiedza o ilości ich chorągwi i tu mamy też niewiadomą. Bardzo się różniła ilość zbrojnych z chorągwi do chorągwi. Witold przywiódł ze sobą 40-ści chorągwi a były to raczej zagony. Każda nie przekraczała 200 zbrojnych, razem ich było nie więcej jak 8 000 zbrojnych lekkokonnych. Jagiełło dysponował 50-cioma chorągwiami i jeśli chorągiew składała się z 400 ciężko zbrojnych razem z pieszymi to króla siła mogła być około 20 000. Krzyżacy mieli 50 chorą̨gwi z tej liczby należy wyodrębnić gościnnych 16-ście odwodowych chorągwi. I podobnie jeśli około 400 zbrojnych w chorągwi, to mieli 20 000 zbrojnych z pieszymi. 16-ście odwodowych chorągwi, mogło stanowić około 20% całego stanu krzyżackiego rycerstwa, około 4 000 doborowych zbrojnych. Chorągwie krzyżackie były liczniejsze. Do całego stanu Krzyżaków jeszcze należała lekkozbrojna zbieranina z Prusów i innych, nie więcej jak około 10 000.

Władysław Jagiełło, Litwin, król Polski doskonale zdawał sobie sprawę z sytuacji w jakiej znalazła się Korona, dlatego wszystkie polskie misje dyplomatyczne i wysiłki szły w kierunku zjednania sobie Litwinów, Rusinów, Tatarów i wielu innych. I to tylko te narody, wkrótce miały stanąć pod polskim dowództwem, solidarnie i zbrojnie przeciwstawić się niemieckiemu i europejskiemu rycerstwu na polu grunwaldzkim.

Wymienić należy, że w siłach krzyżackich znależli się też zniemczeni książęta pomorscy i ze Ś́ląska oraz liczni pruscy rycerze i ich lekkozbrojni. Ci ostatni nie byli zgermanizowani a zniewoleni i zmuszeni przysięgą do służby na rzecz krzyżactwa, i dość licznie stawić się musieli na polu grunwaldzkim. Była to niewolnicza zbrojna służba.

Ci sami Prusowie również bardzo licznie byli obecni w hufcach rycerstwa polskiego, ale był to kontyngent wolnych Prusów osiadłych w Polsce. Przewodnikami wojsk Jagiełły w marszu na pole Grunwaldu byli Prusowie a ich przywódca Jan Grinwald miał bezpośredni kontakt z Jaszczurkowcami, przyjażnił się z ich rycerzem Mikołajem z Durąga póżniejszym zdobywcą zamku w Ostródzie. Wielokrotnie przewodnikom historycy przypisują polskość, jakoby posiadane przez nich herby mają być tego dowodem. Takie wywody są błędne, nauka polskiej heraldyki nie może się wydobyć z XIX-to wiecznego bałaganu.

Obie strony, od samego początku w przygotowaniach do wojny korzystały ze służb wywiadowczych. W szpiegostwie bezwzględny prym wiódł znienawidzony Zakon rycerstwa niemieckiego, nie mogli oni jednak liczyć na sympatię czy lojalność ze strony poddanych, pruskiej ludności.

Na ziemi Prusów w trakcie marszu wojsk koronnych, pod Kurzętnikiem Jagiełło zostaje poinformowany, że w przypadku przekraczaniu brodu na Drwęcy może spotkać armię jego zasadzka przygotowana przez Krzyżaków. Wojska Jagiełły omijają Kurzętnik będący w rękach krzyżackich i dalej maszerowały wzdłuż Drwęcy.

Dezinformacja była na porządku dziennym tak ze strony Jagiełły, jak i von Jungingena. Można zadać pytanie, czy zasadzka na brodach w Kurzętniku, była krzyżacką mistyfikacją, aby przedłużyć pochód wojsk Jagiełły, gdyby podiął decyzję jego zdobycia.

Krzyżakom był potrzebny czas w zbieraniu swoich sił w trakcie marszu. Ze swoją armią nie byli jeszcze gotowį, odwody ciągle nadciągały. Potrzebowali więcej czasu żeby przed przybyciem Jagiełły obsadzić korzystne stanowiska pod Grunwaldem. Przygotowywali się do tej bitwy z największą starannością i przekonaniem o zwycięstwie. Ś́wiadczą o tym liczne okowy znalezione po bitwie w taborach krzyżackich a przeznaczone dla pokonanych.

Krzyżackie hufce stawiły się jako pierwsze i wyszły na pola grunwaldzkie w swojej maksymalnej obsadzie. Całe rycerstwo wszystkich twierdz-zamków, jak również w dużej sile zmobilizowano poddanych, zniewolonych Prusów. W zamkach pozostali rycerze emeryci, którzy swoją świetność już dawno mieli poza sobą. Do ich obrony spędzono zniewoloną lokalną ludność, słabo przysposobioną do walki i zdecydowanie wrogą Krzyżakom. Ś́wiadczy o tym z jaką łatwością po bitwie, drużyny pruskiego rycerstwa odbijały krzyżackie zamki na rzecz Jagiełły.

Najbliższe otoczenie Jagiełły i on sam, dowodnie i poza wszelką wątpliwością byli w kontakcie z Jaszczurkowcami a więc ze strukturą społeczną Prusów i doskonale wiedzieli w największej tajemnicy o ich wrogich nastrojach względem Krzyżaków. Dzisiaj już nie dowiemy się, czy Jaszczurkowcy mieli kontakt z pruskimi lekkokonnymi. Ale, jest widocznym w przebiegu bitwy, że nie przyłożyli się do walki z Litwinami i napewno jest coś na rzeczy. Jagiełło miał o jednego sojusznika więcej, i to w samym krzyżackim obozię, byli nim Prusowie, którzy mieli niebagatelny wpływ na wynik Bitwy pod Grunwaldem.

W trakcie marszu na pola grunwaldzkie armia Jagiełły była już w całości, do krzyżackich sił ciągle nadciągały ze wszystkich stron ich własne i gościnne hufce zbrojnych.



15 LIPCA 1410 BITWA POD GRUNWALDEM


    Efektem tych długich przygotowywań była bitwa 15-go lipca 1410 roku, rozegrana na polach Grunwaldu. Miał to być decydujący zbrojny konflikt Europy wschodniej z Krzyżakami czyli Niemcami. Różne były interesy Polski i Litwy, Koronie chodziło o odzyskanie utraconego dostępu do morza a Litwie o rostrzygnięcie przynależności Żmudzi.

Od stuleci przekazywane nam opisy bitwy posiadają bardzo dużo nieścisłości. Niejednokrotnie są bezkrytycznie przepisywany biorąc tylko pod uwagę względy narodowo patriotyczne. Szczególną uwagę zwrócimy na brak jakiejkolwiek wzmianki o Prusach i nasza uwaga będzie skupiona na nich. Przybycie Krzyżaków na pole bitwy przed wojskami Jagiełły było strategią zajęcia dogodniejszej pozycji w ukształtowanym terenie. W pełnej gotowości i rozlokowani czekali na rozpoczęcie bitwy przez Jagiełłę. Bitwa miała być rozegrana według obmyślonej przez nich taktyki. Teren który Krzyżacy zajęli znajdował się w trójkącie, Stębark określimy jako krzyżackie lewe skrzydło, Łodwigowo prawe skrzydło a sam Grunwald na tyłach skrzydeł, gdzie rozłożyli się obozem.

Poniższa mapa przedstawia rozłożenie wojsk przed rozpoczęciem bitwy. Jedna i druga strona dysponowała wojskiem nie mniejszym jak 20 000 zbrojnych i nie większym jak 30 000.





Mapa z pracy Stefana Kuczyńskiego WIELKA WOJNA Z ZAKONEM KRZYŻACKIM


Przed lewym skrzydłem teren rozpościerał się łagodnie, nie był zalesiony i był widocznym z obozu Jagiełły, przed prawym skrzydłem odwrotnie, był falisty a na krańcu kończył się lasem. Krzyżaccy ciężkozbrojni mogli być w ukryciu. Dystans pomiędzy Stębarkiem i Łodwigowem jest około dwóch kilometrów.

Lewe skrzydło krzyżackich formacji stanowili lekkozbrojni, wśród nich szacuje się, że na ogólną liczbę około 10 000 większość stanowili Prusowie. Artyleria ustawiona została na froncie tego skrzydła z liczną do obrony piechotą. Niektóre żródła podają, że przed bateriami artyleryjskimi wykopano wilcze doły, a może zasieki, jako zasadzkę na konnicę. Nie ma na to dowodów.

Prawe skrzydło zaczynało się przerwą od lewego, a kończyło się w zalesionym terenie. Skrzydło to, składało sie nie tylko z niemieckiego zakonnego, wyborowego ciężkiego rycerstwa, ale również z podległych Zakonowi miast. Gdańsk dostarczył ich około jednego tysiąca. Celem przerwy pomiędzy skrzydłami miało być sprawne wprowadzenie odwodów, bądż na lewe czy na prawe skrzydło. Przerwa, również mogła być zachętą dla zbrojnych Jagiełły do zapuszczenia się w głąb, gdzie czekało na nich 16-ście odwodowych chorągwi.

Krzyżackie odwody były w sile 15-stu europejskich, głównie niemieckich, wyborowych, gościnnych chorągwi. Do boju na pole bitwy poprowadzić ich miała 16-ta Chełmińska Chorągiew składająca się z pruskiego rycerstwa Ziemi Chełmińskiej oraz przyległych jej ziem.

Jeśli strategia von Jungingena by się udała, ściągnięcie uwagi Jagiełły i Witolda na widoczne w otwartym polu lewe krzyżackie skrzydło, liczył, że tam główne siły wojsk uderzą. Lewe skrzydło skazane było na zagładę. W takim przebiegu bitwy, rycerstwo krzyżackie z prawego skrzydła uderzycło by w tyły głównych sił Jagiełły, związanych w boju z krzyżackim lewym. W takiej sytuacji nie byłoby już sposobu ani czasu żeby zawrócic ciężko zbrojnych Jagiełły. Na zachowanie litewskich lekkozbrojnych miały czekać krzyżackie odwodowe gościnne chorągwie i Litwini nie niewiele mogliby zdziałać. Napewno nie byliby użyci w ataku na Krzyżaków razem z ciężko zbrojnymi Jagiełły. Na polu bitwy byłby prawdziwy kocioł. Taki scenariusz, sprowokowanie ciężko zbrojnych Jagiełły przeciwko lekkozbrojnym, oznaczało bezużyteczną walkę a stawienie oporu krzyżackim ciężko zbrojnym stało się by już niemożliwym. Pytanie, czy mógł być taki bitwy scenariusz, eksponowanie na widoku lewego skrzydła ?

Jeśli Krzyżakom taka strategia miała by się powieść, oznaczałoby klęskę Jagiełły, i byłaby końcem zmagań Polski z Krzyżakami na długie lata. Ale, tak Jagiełło jak i Litwini prezentowali wschodni styl walki polegający na rzucenie do walki lekkozbrojnych do rozszyfrowania sił nieprzyjaciela. Ale, jak okaże się nie było takiej potrzeby.

Pozycja dowodzenia Urlicha von Jungingena znajdowała się na tyłach prawego skrzydła bliżej jego lewej strony. Zdawał on sobie doskonale sprawę, że to rycerstwo z prawego skrzydła rozstrzygnie losy bitwy. Twierdzenie niektórych, że on sam miał poprowadzić odwody nie mają żadnej wartości. Główny wódz nie opuszcza stanowiska dowodzenia, a znalezienie jego zwłok wśród wszystkich najwyższych Zakonu dygnitarzy świadczy, że do końca pozostawał ze sztabem i cały czas czuwał nad przebiegiem bitwy. Były nawet trudności z rozpoznaniem jego zwłok. Bardzo prawdopodobnym, że dopiero któryś z Chełmińskiej Chorągwi pomógł w rozpoznaniu zwłok wielkiego mistrza.

To wszystko jednak nie tak miało być.

Jagiełło przed przybyciem na przedpole bitwy lub zaraz po jego przybyciu, został poinformowany o sytuacji i o rozlokowaniu w krzyżackim obozie przez zaufanego z Chorągwi Chełmińskiej kuriera Jaszczurkowców. Była to osoba z pruskiego środowiska o najwyższym zaufaniu. Informacje musiały dotrzeć przed przybyciem wielo tysięcznego wojska. Pozostawał krótki czas na rozlokowanie armii przed bitwą. Krzyżackie wojska przybyły przed sojuszniczymi i byli na przed bitewnych pozycjach. Z informacjami nie mógł przybyć nikt inny, jak póżniej zobaczymy, tylko rycerz Chorągwi Chełmińskiej Mikołaj z Pilewic. Posiadał on niezbędną wiedzę i wszystkie informacje z obozu krzyżackiego, jak również najwyższy kredyt zaufania u Jagiełły. Posiadanie tej całej wiedzy o wcześniej przybyłym na pole bitwy nieprzyjacielu dla Jagiełły było niezmiernie ważnym, jego rozlokowanie, fortyfikacje, liczebności itd. Inaczej nie można by wytłumaczyć, że wparę godzin po przybyciu Jagiełło wie jak rozlokować swoje wojsko. Lekkich naprzeciwko lekkich i odpowiednio ciężkich. Zdobywanie w trakcie toczącej się bitwy tej podstawowej wiedzy, okazać by się mogło, nawet dla wybitnego wodza nie tylko bardzo spóżnioną wiedzą, ale wręcz tragiczną w skutkach. Z tego też powodu ze strony Jagiełły była zwłoka z rozpoczęciem bitwy, w pełni uzasadniona.

Bitwa miała rozpocząc się ́ pod dyktando Krzyżaków, którzy w swoich defensywnych pozycjach mieli przyjąć atak wojsk Jagiełły, atak mieli skontrować i przeprowadzić śmiertelną kontrofensywę.

Krzyżacy przed bitwą, nocą próbowali zdobyć wiedzę o obozie Jagiełły, Prus Hanko herbu Ostoja zawiadomił o tym króla, że zwiady krzyżackie są bardzo blisko królewskiego obozu, to szpiegostwo zostało potwierdzone przez inny zwiad i szpiedzy krzyżaccy zostali przegonieni.

15 lipca dla Krzyżaków rozpoczęcie bitwy zaczęło się wydłużać i wywołało duże zniecierpliwienie Wielkiego Mistrza Zakonu. Dzień podobno był upalny, rycerstwo Zakonu w zbrojach na stanowiskach, konie bez wodopoju, a stanowisk im w żadnym przypadku nie wolno było opuszczać. Sytuacja conajmniej kuriozalna, i jak długo mogła tak trwać.

Urlich von Jungingen wysyłając delegację z dwoma mieczami, ponagla i prowokuje Jagiełłę do rozpoczęcia bitwy. Bardzo doświadczony, wytrawny w bojach Litwin, nie daje się złapać na taki pełen chytrości i prostacki chwyt. Na uwagę zasługuje, że w całej bitwie Król Jagiełło wykazał bardzo dużo zimnej krwi.

Bitwa pod Grunwaldem, rozpoczęła się wczesnym popołudniem, szarżą lekko zbrojnych Litwinów, Rusinów i Tatarów na lewe krzyżackie skrzydło. Pokonali wilcze doły jeśli tam były, w pień wyciąć musieli Zakonu kanonierów i ich pieszą obronę i starli się z rycerstwem lekozbrojnym różnego autoramentu. Zadanie musieli wykonać ze stratami i zarządzili odwrót w rozproszeniu w kierunku swojego obozu. Była to taktyka walk wschodu, taki właśnie wschodni styl walki wojska Witolda reprezentowały. W myśl tej taktyki wymagane było wycofanie się z pola bitwy dla ponownego zwarcia szyków do wtórnego uderzenia.

Krzyżacy popełnili błąd, być może emocjonalnie nie wytrzymali, może taki scenariusz był przez nich nie przewidziany, pewni siebie, że już pokonali Litwinów, puścili się za Litwinami uchodzącymi z pola bitwy, opuszczając dużo za wcześnie stanowiska lewego skrzydła. To skrzydło na polu bitwy przestało istnieć. Istnieje wersja, że Rusini i Tatarzy pozostali na polu bitwy i ponieśli bardzo duże straty.

Sytuacja na lewym skrzydle nie uszła uwadze Urlicha von Jungingen, który widząc, że to lekkozbrojne siły uderzają na lewe Krzyżackie skrzydło a w dodatku idzie ono w pogoń za Litwinami, poniekąd zgodnie z planem kontrofensywy, opuszczają swoje obronne pozycje, załamał się, podobno nawet zaczął płakać. Cała jego strategia legła w gruzach. Lewe skrzydło przestało istnieć.

Po ataku na lewe skrzydło Zakonu mapa pokazuje wojsko Witolda, idącego w rozsypce, uchodzącego w rozproszeniu z pola bitwy, i nierozważna Zakonu pogoń za nimi.

Ale, na koniec bitwy trzeba było jeszcze poczekać.




Mapa pokazuje wojsko Witolda, po ataku na lewe skrzydło Zakonu, jego odejście z pola bitwy,
w rozproszeniu, i nierozważną Zakonu pogoń za nimi.


Wkrótce na prawym skrzydle rozgorzała i toczyła się bitwa o nieprawdopodobnych emocjach, kwiatu obu stron ciężko zbrojnego rycerstwa jego entouragu. Z bitwy tej żywym mógł wyjść tylko zwycięzca. Żywioł który tam kipiał, najlepiej przedstawił Jan Matejko w swoim obrazie Bitwa pod Grunwaldem.

Kiedy bitewna sytuacja zaczęła wymykać się z pod kontroli, Wielki Mistrz Zakonu w końcowej fazie bitwy dla ratowania sytuacji, dla odciążenia swojego ciężkozbrojnego rycerstwa, któremu wtedy daleko było do zwycięstwa podejmuje decyzję rzucenia na pole bitwy 15-cie gościnnych chorągwi pod wodzą 16-tej Chorągwi Chełmińskiej pruskiego rycerstwa. Była to nie bagatelna siła. Dowództwo Chorągwi Ziemi Chełmińskiej stanowiło rycerstwo Jaszczurkowców, a Chorągiew w bitwie pod Grunwaldem stała w obozie krzyżackim w odwodzie i oczekiwała kiedy w końcowej fazie miała być wpuszczona na pole bitwy. W kolumnie za sobą miała poprowadzić 15-ście gościnnych krzyżackich chorągwi. Jedyną dla nich niewiadomą było kiedy i gdzie będą wysłani dla ratowania krzyżackiego frontu. Odwodowe siły były pokażne, stanowić mogły nawet 20% krzyżackich sił. Wśród nich były doborowe chorągwie z Niemiec, z zachodu Europy oraz zniemczone rycerstwo Pomorza i Ś́ląska. Możliwość użycia w odwodzie 20% posiadanych sił, bez lekkokonnych, to fakt, którego nie trzeba tłumaczyć żadnemu sztabowemu oficerowi – jak potężną była siłą i marzeniem każdego wodza posiadanie takich odwodów, takiego asa w rękawie. Nie trzeba być taktykiem wojskowym aby wyobrazić sobie jak wyglądałby wynik bitwy grunwaldzkiej gdyby te krzyżackie odwody weszły do walki. Ś́wieżych zbrojnych do walki ze zmęczoną częścią́ koronnego wojska.

Zajście odwodowych nie tylko z boku, ale i z tyłu krańca skrzydła ciężkozbrojnych Jagiełły, oznaczało by to ich częściowe okrążenie i w polskich szeregach wywołałoby panikę. W następstwie kontynuowany atak odwodowych wzdłuż szyków Jagiełły musiało wywołać finalny chaos. Taka sytuacja pewnością mogła doprowadzić do zwycięstwa Krzyżaków.

Ponieważ do tego jednak nie doszło, zachodzi pytanie, dlaczego ?




Zmodyfikowana mapa pokazująca wejście 16-ście odwodowych chorągwi na pole bitwy.
Trzy niebieskie prostokąty wychodzące od Krzyżaków są odwodowymi chorągwiami.


Dopiero kiedy bitwa pod Grunwaldem rozgorzała i miała się ku końcowi objawiło się prawdziwe oblicze Towarzystwa Jaszczurczego które w bitwie odegrało nie bagatelnną rolę, której historycy do dzisiaj nie potrafią a raczej nie chcą uznać, wymazujac z historii obecność i zachowanie się Prusów w tym decydujacym momencie bitwy.

Niezwykłe wydarzenię, odwodowi wchodzą na pole bitwy, nie napotykają na żaden opór, podchodzą bardzo blisko do stanowiska króla Jagiełły. Rycerstwo gościnne bez czarnych krzyży jako krzyżaccy sojusznicy nie zostaje rozpoznane przez polskie rycerstwo. Była to znaczna siła, doborowego europejskiego rycerstwa, która w bitwie powinna odegrać ̨ rolę. Takiej roli jednak nie odegrała. Wejście ich na pole bitwy w szyku kolumny, po osiągnięciu celu, miała zrobić okrążający skręt o 90 stopni w ataku w bok i tyły ciężko zbrojnych Jagiełły.

W historii tej bitewy staje się niebywała sytuacja, Chorągiew Chełmińska wiodąca na pole bitwy kolumnę odwodowych chorągwi zbliża się na widoczny dystans do Władysława Jagiełły i zwija swoją chorągiew, dając w ten sposób sygnał poddania się. Żródła podają, że w sumie poddają się cztery chorągwie. W ten sposób siły odwodowe zostały osłabione o 30% całego odwodowego orszaku. W rezultacie w reszcie odwodowców powstał wielki chaos który spowodował, że ich bojowa sprawność przestała istnieć.

Istnieje również takie prawdopodobieństwo że Chorągiew Chełmińska wyprowadziła kolumnę w pole z dala od toczącej się bitwy i dopiero wtedy dała sygnał poddania. Odwody nie odegrały żadanej roli. Powierzenie Chorągwi Chełmińskiej tej roli było bardzo zasadne jej rycerstwo było doświadczonym w bojach. Brała udział w podboju Gotlandii, ziemi Dobrzyńskiej i dlatego zdobyło krzyżackie zaufanie. Jest całkiem możliwym, że zwinięcie chorągwi, pomogło w polskim obozie zwrócić uwagę, że mają przed sobą wrogie siły. Nie posiadamy wiedzy co się stało z resztą odwodowych chorągwi bez kierownictwa wyprowadzone w pole nie znaczyły siły bojowej.

Kiedy Litwini zarządzili odwrót z pola bitwy i w pogoni za nimi ruszyli krzyżaccy lekkozbrojni, nic nie mówi się o Prusach aby wogóle wrócili oni na pole bitwy. Lewe krzyżackie skrzydło przestało istnieć i nie ma żadnej wiedzy ani dowodów o tym żeby ktoś wrócił. Może brzmieć to jak humoreska, ale czyżby Prusowie pomogli Litwinom wybić Krzyżaków w tym skrzydle i po dokonaniu tego, zdecydowanie opuścili pole bitwy i udali się do swoich gospodarstw. Do walki przy boku Krzyżaków przeciwko Litwinom byli przymuszeni, i z pewnością wcale nie mieli na to ochoty. Krzyżacy, po bitwie dobitnie mówią, że Prusowie w bitwie grunwaldzkiej “nie byli bitni jak to zwykle było”. Krzyżacy za dużo o zdradzie Prusów nie mogli wiedziec.́ Lewe skrzydło z Krzyżaków zostało wybite, taki sam los spotkał cały krzyżacki sztab. Nie było więc komu sprawdzić i ukarać kto bez walki wrócił z bitwy.

Prusowie już w bitwie pod Durbe przymusowo wcieleni do wojsk krzyżackich, w decydującym momencie przeszli na stronę Żmudzinów doprowadzając do klęski połączonych wojsk krzyżackich. W tej sytuacji zachowanie lekkozbrojnych Prusów nie powinno nikogo dziwić – było przewidywalne i stałe od 130 lat. Gdziekowiek można było i jak tylko było można – walczyli przeciwko narzuconej̨ krzyżackiej opresji.

Ani Jagiełło ani von Jungingen nie posiadali żadnej wiedzy co tak na prawdę działo się na lewym skrzydle ani kto wróci zwycięzcą.

Nie wiemy w jakim momencie Litwini powracają na pole bitwy, ani co stało się z Rusinami i Tatarami, w panicznej ucieczce przed lekkozbrojnymi krzyżackimi i Prusami. Czy odnależli odwagę i wrócili na pole bitwy, i co stało się z bitnymi ścigającymi ich Prusami ?

Istnieje możliwość, że powracający sojusznicy Jagiełły uderzyli na resztki odwodowych chorągwi które były w szyku i miały jeszcze ochotę do walki. Zamiast zrobić kocioł rycerzom Jagiełły zostały zlikwidowane. Mogło się to skończyć dla koronnych wojsk̨ bardzo żle,̇ odwodowe rycerstwo nie było ubrane w czarne krzyże a polskie rycerstwo ich nie rozpoznawało. Po tym epizodzie nie zagrożone ciężkozbrojne rycerstwo Jagiełły uzyskało przewagę nad Krzyżakami i jego wiktoria na polu grunwaldzkim stała się historią zwycięstwa nad germaństwem. Dzisiaj w patriotycznym duchu mało kto z badaczy chce rozważać, że mogło być zupełnie inaczej, gdyby odwodowe chorągwie wywiązały się z powierzonego im zadania.

Niestety, ale polscy kronikarze nie zadbali o to żeby bitwa ta rzetelnie była spisana i opracowana i znalazła swoje właściwe miejsce w kronikach.

Nie było takiego przypadku, żeby jedna chorągiew mogła przechylić szalę zwycięstwa w tak wielkiej bitwie i na dodatek nie ponosząc przy tym żadnych strat. Cokolwiek, Jagiełło musiał o tym wszystkim wiedzieć i być pewnym, że Chorągiew Chełmińska wystąpi w bitwie, ale wiedział też, że nie uderzy i nie będzie walczyć przeciwko Koronie. Byłaby to zdrada, a niech wszystkim będzie wiadomym, że Prusowie raz obranego sojusznika nigdy nie zdradzali. Wszystko to odbyło się z niezwykłą precyzją, zaplanowaniem wszystkich elementów do przechytrzenia Krzyżaków – a jednocześnie z niebywałą wręcz pewnością, graniczącą prawie z butą, że nie będzie elementów niepewnych i zaskakujących. Pewność ta wystąpić może wyłącznie w przypadku działania jednego rodu w którym każdy jego członek wie co uczyni jego brat z lewej i z prawej strony – no cóż jeden był to ród: Prusów z Litwininami. Niestety Litwini nigdy Prusom z pomocą nie przyszli. Polakom pozostała chwała zaspakajająca ich pychę.

To wydarzenie podczas bitwy z Chorągwią Chełmińską, przez historyków jeśli nie jest wręcz ignorowane to zawsze marginelizowane. Zachowanie jej było zupelnie nieoczekiwane oraz wywołujące niesamowite zamieszanie wśród rycerstwa innych chorągwi. Było na tyle długie, że pozwoliło rycerstwu polskiemu na rozpoznanie krzyżackich gości oraz wprowadzenie swoich odwodów, a w końcówce powracający na pole bitwy litewsko-rusińscy-tatarscy zbrojni prawdopodobnie się rozprawilį z tymi gośćmi, jeśli nie mieli ochoty poddania się.
Zwycięstwo w Bitwie pod Grunwaldem rozstrzygnęło polskie ciężkie rycerstwo i inni zaciężni wśród których byli również Prusowie. Reasumując, Krzyżacy, podajac̨ przyczynę swojej klęski, mówili nie tylko o braku bitności lekkozbrojnych Prusów na lewym krzyżackim skrzydle, ale za bezpośrednią przyczynę klęski, podają, że była zdrada Chorągwi Chełmińskiej.

Polscy historycy ignorują ten fakt, ale dzieje się tak na całym świecie, że historię pisze się na polityczne zamówienie albo politczny trend, żeby o pewnych faktach wogóle nie pisać. Można zgodzić się, że jedna chorągiew nie mogła wygrać bitwy, ale przez swoje zachowanie, jako wiodąca chorągiew, w bardzo znacznym stopniu przechyliła szalę zwycięstwa się na stronę Korony.



CHORĄGIEW CHEŁMIŃSKA


Od stuleci ignoruja się̨ rolę pruskiej szlachty z ziemi chełmińskiej, nie tylko w stosunkach z Koroną, ale pomijane jest jej istnienie chociaż to o niej najwięcej wiemy w bitwie grunwaldzkiej. Mówimy o szlachcie pruskiej z okresu przełomu XIV-XV wieku i całego wieku XV.





W Bitwie pod Grunwaldem, Chorągiew Chełmińska pochodząca z ziemi pod władaniem Krzyżaków była przymuszona pod rycerską przysięgą do wzięcia udziału w bitwie po stronie Zakonu. Pomimo zobowiązań, w rzeczywistości reprezentowała rycerstwo, które w genach i w swoim rodowodzie miało miało wrogość do Krzyżaków i walkę z germaństwem. Elitę tej Chorągwi, jej dowództwo stanowili Jaszczurkowcy pozostający w bliskich kontaktach z Koroną.

Towarzystwo Jaszczurcze z politycznymi celami, liczyło na Koronę, chcąc nie tylko ziemię Chełmińska oderwać od Zakonu i przyłączyć ją do Korony, jak zwykle piszą polscy historycy. Prusom przedewszystkim chodziło o przetrącenie raz na zawsze germańskiego karku, ale Korona i jej sojusznicy myślami tak daleko nie sięgali.

Trzeba domniemywać i to z dużą pewnością, że kontakty Prusów odnosiły się do najbliższego otoczenia Jagiełły, gdyż z Polakami nie było im po drodze. Trudniej się im było układać, ze względu na lekceważący ich stosunek do Prusów, chociaż to przeciez Polacy korzystali z ich pomocy.




Odsłonięcie tablicy KU CHWALE CHORĄGWI CHEŁMIŃSKIEJ na przedpolu bitwy w Łodwigowie,
jej fundatorzy od lewej małżeństwo Słuchockich, Sławomir Klec Pilewski,
na prawo w samym tyle a drugi z prawej strony Kazimierz Pilewski z Włocławka.


Odsłonięcie tablicy KU CHWALE CHORĄGWI CHEŁMIŃSKIEJ... na przedpolu bitwy pod Grunwaldem w Łodwigowie, jej fundatorzy od lewej małżeństwo Słuchockich właściciele działki, postawił Sławomir Klec Pilewski i razem sfinansował z Kazimierzem Pilewskim z Włocławka (na prawo w samym tyle, drugi po prawej strony).

Istniała konieczność maksymalnego utajnienia tych kontaktów ze względu na nieobliczalne konsekwencje ze strony Zakonu, który miał wszędzie obecnych swoich szpiegów. Rola Chorągwi Chełmińskiej musiała pozostawać więc bardzo utajnioną po obu stronach, tak po polskiej jak i pruskiej.

Wiedza o ustawieniu na polu grunwaldzkim wojsk Zakonu miała dla Jagiełły ogromne taktyczne znaczenie. Informację mógł przekazać tylko Mikołaj z Pilewic z jego osobową wiarygodnoścą u króla, Jaszczurkowiec i członek Chorągwi Chełmińskiej. To na niego też padło pierwsze krzyżackie podejrzenie o zdradę Zakonu. Po bitwie podczas rewizji w posesji Mikołaja z Pilewic, Krzyżacy znaleźli korespondencję z Koroną wrogą Zakonowi wraz ze strzępami polskich proporczyków. Tymi strzępami proporczyków u Mikołaja z Pilewic identyfikowali się kurierzy z Korony. Te dokumenty były podstawą do pojmania Mikołaja z Pilewic i wykonania na nim wyrok śmierci bez sądu.

Licznej grupie Jagiełły przewodników przewodzili Prusowie Trojan z Krasnego Stawu i Jan Grynwald przyjaciel innego Prusa rycerza Mikołaja z Durąga zdobywcy zamku w Ostródzie. Mieli oni bliskie kontakty z Towarzystwem Jaszczurczym, możliwe, że łączyły ich nawet związki rodzinne.

Chorągiew Chełmińska bez wątpienia była wśród szesnastu odwodowych chorągwi i poprowadziła na pole bitwy chorągwie gościnne przybyłe z pomocą dla Krzyżaków z Europy.

Z wypłaty żołdu wiemy, że podczas najazdu na Ziemię Dobrzyńską stan Chorągwi Chełmińskiej wynosił 333 zbrojnych. Chorągiew Chełmińska przedstawiała więc poważną strategiczną siłę, wbrew temu jak ją bagatelizują historycy.

W „Pieśni o pruskiej porażce” z roku 1510:

Chełmińskie wojsko zostało,
Chorągiew szesnaście miało.
W tym mistrz z Krzyżowniki jął stronić,
Chcąc Polaków w sak nagonić.
Chorągiew Chełmińska do boju gotowa,
A z nią szesnaście chorągwi.
Mistrz krzyżacki postanowił oskrzydlać,
Chcąc Polaków w kocioł nagonić.


Von Jungingenowi zależało na oskrzydleniu ciężko zbrojnych a poddanie się prowadzącej odwody Chorągwi Chełmińskiej i jej zachowanie zniweczyło plany Wielkiego Mistrza.

Po bitwie i później nie ma żadnych wzmianek o stratach rycerstwa chełmińskiego czy Jaszczurkowców, świadczy to przeciwko twierdzeniu o aktywnym uczestniczeniu ich w bitwie przeciwko wojsku Jagiełły.

Gdyby rycerstwo Chorągwi Chełmińskiej w Bitwie pod Grunwaldem ̨ krwawo uczestniczyło nie zdobywaliby póżniej zamków na rzecz Jagiełły, wykazując dużą zbrojną świeżość. Należy również podkreslić fakt, że nie byli wzięci do niewoli jak inni jeńcy.

Samo poddanie się Chorągwi Chełmińskiej a za nią paru innych, jak doborowa chorągiew Jerzego von Gersdorffa, księcia szczecińskiego Kazimierza i oleśnickiego Konrada Białego, spowodowało, nie tylko nie odbycie się ataku 16-tu chorągwi. Poddanie się tych chorągwi stanowilo wykluczenie około 20% sił z odwodu. Jednocześnie był to bardzo cenny czas dla Jagiełły żeby przeorganizować odwodowe szyki swoich zbrojnych. Nie ma dowodów, że koronni byli przygotowani na próbe ich okrążenia, wręcz nie rozpoznano odwodów krzyżackich jako wrogie chorągwie. Gdyby nie było aktu poddania się, bitwa mogła mieć inny rezultat.

Drugim nie spotykanym w historii rycerstwa faktem jest złamamanie rycerskiej przysięgi, co było na równi z utratą rycerskiego honoru. Jak z tego wydarzenia wynika, że sprawą honoru dla Choragwi Chełmińskiej, nie była przysięga dana Krzyżakom, ale ponad wszystko służba interesom Prusów. Nie było innej ceny na utracenie honoru wśród rycerstwa i być nie mogły przywileje i prywata nie o to tu chodziło, wbrew twierdzeniom historyków. Prusowie byli nieprzekupni a wolność była i jest dla Prusów największą wartością.

Wkrótce po bitwie w swoich kronikach sami Krzyżacy napisali , że Bitwa pod Grunwaldem została przegrana za sprawą zdrady Chorągwi Chełmińskiej̨, i nie może być lepszego dowodu, że to ona prowadziła chorągwie odwodowe, że to za jej sprawą chorągwie te nie dokonały zamierzonego celu okrążenia koronnych.

Długosz opisał Bitwę pod Grunwaldem, dużo póżniej. On sam urodził się pięć lat po bitwie i musiał korzystać z conajmniej trzydziestoletnim opóżnieniem z opowieści o różnej treści i to jeśli ktoś z uczestników bitwy był jeszcze wśród żyjących. A ponieważ był klerykałem, to oczywistym jest, że Prusowie bliskimi jemu nie byli. Jego kroniki są głównym żródłem wiedzy o bitwie.



PIERWSZA Z SZESNASTU CHORĄGWII
TAM GDZIE DWA ŻYWIOŁY SIĘ ZMAGAJĄ SOJUSZNIKÓW POTRZEBUJĄ
I GDY TAKICH ZNAJDĄ
TO ICH DLA SWYCH CELÓW MAJĄ
A GDY ICH WYKORZYSTAJĄ RZADKO DO TYTUŁÓW, RANGI DOPUSZCZAJĄ I CHOĆBY
DARMO IM SŁUŻYLI HONOR WŁASNY POŚWIĘCILI
ORĘŻ ORAZ PIENIĄDZ
TO I TAK ICH ZA NIC MAJĄ
A W EFEKCIE W NIEBYT
W ZAPOMNIENIE ZASŁUG
W NICOŚĆ PORZUCILI CHEŁMIŃSKA CHORĄGIEW
W DECYDUJĄCEJ CHWILI
OD KRZYŻAKOW ODSTĄPIŁA
I PRZECIW KRÓLOWI NIE STANĘŁA
I CO IM Z TEGO PRZYSZŁO
I TAK PO CZASIE ODTRĄCENI
NA ZATRACENIE I W NIEBYT POPADLI WODZOWIE TEJ CHORĄGWI
KTÓRA INNYCH DO BOJU
PRZECIW KORONIE
WIEŚĆ MIAŁA.
RACHUBY RÓŻNE MIELI NADZIEJE NA BYT WŁASNY SZYBKO PRYSŁY A KORONA
NIEWDZIĘCZNĄ BYŁA
I JAK TU DZIWIĆ SIĘ,
ŻE TAK MAŁO SOJUSZNIKÓW MIAŁA


Wiesław Kubiak





Takich wywodów można by znaleźć z pewnością więcej, można zakończyć na tym, że decyzja złamania przysięgi przez rycerstwo chełmińskie mogła zdarzyć się tylko w przypadku gry o najwyższą wartość. Ucieczka ze swoich rodzinnych dziedzin i szukanie azylu przed krzyżacką zemstą, była konsekwencją dla nich nie bez znaczenia. Pruska chełmińska szlachta napewno wiele spodziewała się po zwycięstwie Jagiełły pod Grunwaldem. Spotkał ich wielki zawód, pomimo utraty życia lub prześladowań, oprócz azylu nic nie uzyskali od Korony.





Bojowe zaangażowanie się szlachty pruskiej po stronie Jagiełły, porzucenie rycerskiej przysięgi, było i pozostaje niezauważane i wyraźnie lekceważone tak przez polskich uczestników bitwy, im współczesnych historyków, jak i w obecnej polskiej literaturze historycznej.



PO BITWIE


Zwycięstwo Jagiełły nie zadowoliło Prusów, Jaszczurkowców, nie ponosząc w bitwie żadnych strat, od razu wzięli się za zamki pozostające w rękach krzyżackich, i rozpoczęli czyścić je z załóg i oddawać w ręce Jagiełły.

Zaraz po bitwie łupem Prusów stał się zamek w Kowalewie a zdobyło go dwóch Jaszczurkowców Jan z Pułkowa brat chorążego Chorągwi Chełmińskiej Mikołaja Ryńskiego i Mikołaj I z Pilewic “i zabrali wszystko co się tam znajdowało a panów wywlekli z zamku za ich brody i wydali ich zamek Polakom”.

Rycerz Mikołaj z Durąga prawdopodobnie w tym samym czasie czyści z zamek Krzyżaków w Ostródzie zagarniając ich dobytek. Wkrótce ślad po nim ginie, istnieje wzmianka, że w nieznanych okolicznościach został zasztyletowany.

Miejscowe rycerstwo w Olsztynku dokonuje odbicia z rąk Krzyżaków zamku oddając go w ręce Jagiełły.

Wierny Zakonowi rycerz Dytryk von Spirau (z Dylewa) za zabójstwo wiernego sługi Zakonu Heinemana Brocka uchodzi do Polski po powrocie zostaje zasztyletowany.

Gunter z Dylewa, opozycyjny rycerz w obawie o życie kilka lat po bitwie spędził w Polsce.

Pasowany rycerz Albrecht Karschau zdobywa zamek w Bałdze wypędzając braci zakonnych.

Następny Jaszczurkowiec Jochart bei Rastenburg wraz z Bardynem (burmistrzem Kętrzyna) przejmują zamek w Kętrzynie i wypędzają Krzyżaków. Póżniej za czyn ten zostają ścięci.

Niepasowany rycerz Zbylut (Zębowski vel Szambowszky herbu Pomian) za czyn niegodny przed bitwą pod Grunwaldem i poddanie się wraz z 23-ma zbrojnymi staroście bydgoskiemu, zostaje uwięziony i żywy już nie wychodzi.

Przypadek to czy celowe działanie ? Nikt nie porywa się na zdobywanie zamków ryzykując utratą życia – wszak zamków krzyżackich nie bronili najemnicy za żołd, ale krzyżaccy rycerze, którzy z zamków tych i władzy żyli. Historia po raz kolejny powtórzyła się: po Rządzu, po Durbe, po Podkarvis, po Fiugajkach – Zakon leżał na kolanach pozostając tylko w kilku zamkach i wystarczyło go dobić oraz przejąć władzę nad ziemiami Prusów. Błędnym byłoby twierdzenie, że to Pruscy rycerze zdobywali w pojedynkę albo w dwójkę krzyżackie zamki. Krzyżacy idąc na grunwaldzkie pola zostawiali w zamkach rycerzy emerytów do sterowania ich obroną. Natomiast obrońcami została spędzona liczna okoliczna ludność składająca się z samych Prusów. Ta właśnie ludność była bohaterem w zdobywaniu zamków gdy rycerze u bram podawali hasło by obezwładnić rycerzy i otwierac bramy, inaczej być nie mogło. Dowodnym jest, że ta ludność nie znała tajemnych sekretów i postanowień Towarzystwa Jaszczurczego, ale wiedziala, że było to ich, Prusów Towarzystwo utworzone przez pruskie rycerstwo. Musimy podkreślić wcześniej opisany fakt, że choć jeden posiadał ziemię a drugi jej nie miał, nie rozwarstwiało to ludności pruskiej - są dowody że Prusowie nadal mieli do siebie wzajemny szacunek bez względu na majętność. Jagiełło odnosił się z szacunkiem do Prusów, ale jego otoczenie “panów polskich” z pewnością nie było przyjażnie ustosunkowane. Prusowie oddając Jagielle zdobyczne zamki, byli z nich usuwani wraz ze swoją załogą i zastępowani polskimi załogami. A przecież, zostawienie rycerstwa pruskiego wraz z ich załogami a wokoło okoliczna pruska ludność ( to nie byli żadni Polacy tylko Prusowie) byłaby gwarantem, że zamki byłyby bastionami przed germańskimi najazdami. Sami Prusowie poradziliby sobie z nimi, wtedy etnicznych Niemców zbyt wielu jeszcze nie było. Taki stan poskromiłby również ich osadników, gdyż z gruntu jest to tchórzliwy lud. Dalej nie wypada już szukać w czym ta głupota ma sedno, posiada ona takie same oznaki w innych prowincjach Rzeczpospolitej i w innych okresach historycznych.

Z tych po bitewnych epizodów należy przejść do innych które dalej obrazują zaangażowanie się Prusów w bitwie pod Grunwaldem. Dla nich samych było to kolejne wielkie powstanie przeciwko jarzmu germańskiemu i szukanie sojusznika w Koronie.

Prusowie zaufali Koronie i można powiedzieć, że wszystko postawili na jedną kartę, nie wiedząc tylko o jednym wielkiej słabości Korony i nieprzychylności polskich możnowładzców do nich. Ta głupota za niespełna czterysta lat będzie nie tylko Polskę kosztować militarnymi niepowodzeniami, ale utratą niepodległości na blisko 130-ci lat, utratą rozwoju swojej państwowości widoczną do dzisiaj.

Po zwycięstwie wojsk sojuszniczych nad Krzyżakami, polska strona nie miała żadnych zamiarów skorzystania z Prusów jako lokalnych sprzymierzeńców by stworzyć strategiczną zaporę dla krzyżackich ambicji i kontynuowania ich militarnych zapędów.

Nie było to jednak oczywistym dla polskiego dowództwa, że nieliczna pruska szlachta miała nie tylko bardzo duży mir wśród lokalnej pruskiej społeczności ale i wpływ na nią. Powierzenie roli obsadzania tych zamków potomkami Prusów bądź co bądź ciągle gospodarzami tej ziemi, utrwaliłoby Koronie prawdziwą kontrolę nad tymi ziemiami.

Strona Polska nie posiadała żadnej politycznej strategii, a fakt prześladowań pruskich sprzymierzeńców Polski przez Krzyżaków, pomimo podpisania gwarancji niewyciągania konsekwencji w stosunku do tych którzy poddali się pod Grunwaldem i stanęli przy Jagielle, jak dowiodły późniejsze wydarzenia nic nie znaczył.

Jaszczurkowcy - pruska szlachta chełmińska nic nie uzyskała od Jagiełły, poza azylem w Rzeczpospolitej z którego po podpisaniu traktatu pokojowego część zrezygnowała i wróciła na swoje dziedziny tylko po to by bez żadnej reakcji ze strony Polski stracić życie z rąk Zakonu.

W ten oto sposób skończyły się polityczne aspiracje potomków Prusów. Tym, w których widzieli sprzymierzeńców, można tylko przypisać, brak tak strategicznej jak i politycznej myśli w stounku do Teutonów. W rezultacie, następne stulecia z tego powodu doprowadziły Polskę do osłabienia a w rezultacie do narodowej katastrofy i utracenia niepodległości. Polacy potrafili wygrywać bitwy, ale dużo gorzej było z wojnami.

Krzyżactwo von Plauena dosyć szybko pozbierało się z grunwaldzkiej porażki, ochłonęło i zaczęło rozliczać Prusów, których wraz z Towarzystwem Jaszczurczym ogłoszono winnymi krzyżackiej klęski na polu Grunwaldu.
Na pierwszy plan poszedł pruski rycerz Mikołaj I z Pilewic (Pilewski) w którego posesji Krzyżacy zrobili rewizję. Dlaczego ich podejrzenie padło na niego nie wiadomo, podejrzewać można tylko, że był donos. Ktoś musiał zdradzić tajemnicę. Na jego posesji znaleziono pisane dokumenty świadczące o jego współpracy z Koroną. Mikołaj I z Pilewic był przedstawicielem Towarzystwa Jaszczurczego do kontaktów i współpracy z Koroną. Znalezione dokumenty z wrogą dla Krzyżaków korespondencją i strzępy polskich proporczyków, dla Krzyżaków były wystarczającym dowodem odgrywanej przez niego roli. Ta aktywność musiała być dużo szersza, ale o tym już raczej się nie dowiemy. Krzyżakom wystarczyły te dowody a Mikolaj z Pilewic został uwięziony, przewieziony do Grudziądz aby tam w początku pażdziernika 1410 roku zostać ściętym bez przewodu sądowego.

Lotem błyskawicy wieść o tym wydarzeniu rozeszła się wśród Jaszczurkowców, wielu z nich zdołało uciec szukając azylu w Koronie. Znależli się tam Mikołaj Ryński wraz z bratem Janem z Pułkowa (zmarł póżniej w Polsce), Janusz ze Szczuplinek (przodek gen. Jana Henryka Dąbrowskiego), Fryderyk z Kitnowa, Gunter z Dylewa i wielu jeszcze innych uciekło do Polski w obliczu nowego zagrożenia.

Pokój toruński zawarty 1-go lutego 1411 roku zawierał amnestię dla wszystkich którzy sprzeniewierzyli się Krzyżakom, ale von Plauen nie zamierzał go respektować i zrezygnować z zemsty na Jaszczurkowcach. Wykreował spisek Wirsberga, który miał jego obalić, w nim mieli uczestniczyć Jaszczurkowcy. Podstępem udało się jemu schwytać Mikołaja Ryńskiego jako jednego ze spiskowców, który również bez sądu tak jak Mikołaj I z Pilewic stracony został w Grudziądzu.

Po pokoju toruńskim pogranicze krzyżacko - polskie, nadal było targane zbrojnymi utarczkami. Jagiełło wygrał bitwę, wojny nie wygrał a na dowód tego długo nie trzeba było czekać. Za kilka stuleci doszło do rozbioru Polski między innymi na rzecz Prus i przez Niemców wywołanych.

Cała zdobycz ze wszystkimi zamkami po pokoju toruńskim została Zakonowi zwrócona. Kiedy w 1414 roku wybuchła nowa wojna nie było ani jednej bitwy, bo Zakon przyjął inną taktykę obwarowujac się w zamkach wraz ze zmagazynowaną aprowizacją wykańczając finansowo zbrojnych Korony i Litwy. Komentarz zbyteczny. Cały ten pokój był jedną wielką kpiną z Korony a wielka zwycięska bitwa obrócona w żart. Nie było takiego innego przypadku żeby sromotnie pokonany w wielkiej decydującej bitwie na koniec został zwycięzcą. Tak było z Grunwaldem.



ZWIĄZEK PRUSKI


Prześledzimy tylko to co w duchu Towarzystwa Jaszczurczego przetrwało wśród Prusów, ich aktywność i końcowe efekty ich zmagań. W opracowaniu tym nie będą rozpatrywane różne postawy mieszczaństwa, zamożnego mieszczaństwa i oligarchów ziemskich oraz ich niezadowolenie z fiskalnej polityki Krzyżaków. Również nie sposób przedstawić wszystkich zawiłości Związku Pruskiego oraz opisać całą wojnę Trzynastoletnią. Będzie to tylko zwięzłe przedstawienie uczestnictwa w nim rycerstwa Prusów i zniewolonych Prusów.

Z inicjatywy pruskiego rycerstwa ziemi chełmińskiej na zjeżdzie w Kwidzyniu 13 marca 1440 roku proklamowana została konfederacja ziemian i mieszczan pod mianem Związek Pruski. Przystąpiło do niego 21 rycerzy z Ziemi Chełmińskiej, 6 z Dzierżgońskiej, 4 z Pomezanii, 4 z regionu Elbląskiego oraz 19 gmin miejskich i taki był jego początek.

Związek Pruski był efektem niezadowolenia z powodu stosowanego wyzysku finansowego przez Krzyżaków. Po bitwie grunwaldzkiej, w celu szybkiego odrobienia strat wynikłych z klęski nastąpił maksymalny wyzysk przez Krzyżaków nie tylko siły niewolniczej, ale i wszystkich klas społecznych.

Prusów ż̇ywioł na wszelkie sposoby znowu próbowal się zorganizować. Pomimo, że głównie w utajniony sposob, niewiele potrzebował, żeby znowu dać o sobie znać. Jak Karol Górski pisze “ Taką właśnie była sprawa Skolimów (ród Skolimowskich), która zmąciła stosunki pruskie w latach 1443-1446 i stała się ogniwem łączącym założenie Pruskiego Związku z wypadkami, które bezpośrednio poprzedzały i przygotowywały wybuch powstania.”

Ambitnie powiedziane, ale w historii znane są drobne wypadki czy wpadki które póżniej zmieniały cały bieg dziejów. Sprawa majątkowa o rozgłosie międzynarodowym związana z krzywdą pruskiego rodu spowodowana krzyżackimi matactwami, na pewno utrzymywała temperaturę pruskiego żywiołu. Pruski żywioł, mimo, że obecny był w całych Prusach nie wszędzie posiadal takie same doświadczenia więc i intesyfikacja działań czy ich charakter mógł być inny, jedno jest pewne, że niewiele potrzeba było żeby bunt został pobudzony i wzniecony.

Rdzenni Prusowie z czterech prowincji aktywnie uczestniczyli w Związku Pruskim, były to biskupstwa; chełmińskie, pomezańskie, sambijskie i warmińskie, skupiające niezadowolonych pochodzących nie tylko ze staropruskiego, ale również polskiego i niemieckiego etnosu. O polskim etnosie można powiedzieć, że ze względu na bezprawie jakie Krzyżacy stosowali tylko w stosunku do rdzennych Prusow, wśród polskiego osadnictwa w większości ukrywali się powracający Prusowie.

Duch Towarzystwa Jaszczurczego pozostał a nawet więcej, zaszczepił się u włościan ludności rdzennego pruskiego pochodzenia. Nie jest prawdą to co historykom wydaje się, jakoby Prusowie już stracili swoją tożsamość. Ona do dzisiaj w nich cały czas tkwi. Natomiast kiedy czyta się “ Słownik georaficzny Królestwa Polskiego “ i odnajdując miejscowości na Prusach można dojść do wniosku, że w XIV wieku cała Polska opustoszała a jej ludnośc zamieszkała w Prusiech. Więc zapytajmy kim są Polacy którzy wtedy w Rzeczpospolitej pozostali. Ciekawe pytanie, a ilu potrafi na to pytanie odpowiedzieć ? Dlaczego nie było takiego osadnictwa na prawie pustym Pomorzu ?

I tak czytamy w powyższym Słowniku pod hasłem Lisewo pow. chełmiński “W okolicy tutejszej licznie osiadła szlachta, tak polska jak i niemiecka, krzyżakom nieprzychylna, najprzód się w związek antykrzyżacki t. z. jaszczurczy (Eidechsengenossenschaft) zespoliła; w Lisewie odbywała zwykle swoje zgromadzenia, jak np. częściej r. 1450, 1451, 1452. Wójt krzyżacki z pobliskiego zamku Lipinek miał obowiązek czuwać nad obradami tych zgromadzeń i mistrzowi wielkiemu o nich donosić. Także sądy ziemskie (Landding) odbywały się w Lisewie. Roku 1452 na rokach ziemskich tutejszych także i włościanie przystąpili do związku jaszczurczego szlachty. Jak przypuszczają, w Lisowie na takich zgromadzeniach powstała pierwsza zbawienna myśl wydalić krzyżaków a Polsce się poddać. Ponieważ zebrania wypadały dość licznie, zazwyczaj w kościele się odbywały.”

Zachodzi pytanie, ile było takich miejscowośći o takim nastawieniu, zanim rozpoczęła się Wojna Trzynastoletnia? Również ta wzmianka o niemieckiej i polskiej szlachcie jeśli nie jest hipokryzją to z pewnością ignorancją, inaczej być nazwaną ́ nie może. Karol Górski pisze “Towarzystwo Jaszczurcze się ożywiło, odbywało zjazdy, lecz tajemnicy jego obrad komturowie nie mogli przeniknąć”, tak więc dla bezpieczeństwa tajemnicy i dla innych musiały to być sekretne spotkania.

Niemcy skolonizowali pruskie tereny od delty Wisły włącznie z wybrzeżem wraz z najurodzajniejszymi terenami. Prusom na te obszary wstęp był zabroniony. We wnętrzu Prus, Prusowie byli wszechobecni jako włościanie jak i pruska szlachta. Znane jest stwierdzenie, że pruskie wsie nawet na prawie niemieckim nie uległy germanizacji a jak podaje Karol Górski “ do końca rządów Zakonu Natangia jest pruską, nawet w przeważnie niemieckich okolicach są wszędzie pruskie osady”. Wielkim błędem Polaków było uważanie ich za Niemców, nie zauważali, że posiadali oni pruskie poczucie narodowe i pruską nieugiętość pozostawania rdzennymi Prusami i na pewno nie było im w ich interesie w czymkolwiek współdziałać z Krzyżakami.

Punktem zwrotnym w ich powolnej germanizacji była ruina gospodarcza Prusów, jako niewolniczej siły roboczej, powstała w wyniku wojny Trzynastoletniej a póżniej reformacji. Krzyżacy nawet nie próbowali ich wynaradawiać jak również odwracać od pogaństwa, byłoby to niekorzystne dla osadnikow - Niemców. Nie chciano ich jako Prusaków, to było zarezerwowane tylko dla Niemców, więc wkrótce zaczęto rdzennych mieszkańców nazywać Mazurami. Ograniczenia jakie w stosunku do ocalałych po holokauście Prusów zastosowali Krzyżacy były najbardziej upodlające dla człowieczeństwa. Żeby na przestrzeni wieków dokonywać tylu niegodziwości tylko germańska rasa ze wszystkich europejskich nacji w posiada w genach coś tak brutalnego, nawet niespotykanego u zwierząt.

Wiek XV-ty charakteryzuje się ze wzmożonymi ucieczkami Prusów z pod niemieckiego jarzma, rdzenni Prusowie kolonizują kiedyś swoje własne a teraz puste tereny Sasinii (ziemia Lubawska), Galindii do której wliczyć należy Kurpiowszczyznę. Zakon Krzyżacki popada w finansowe tarapaty, skończyła się epoka nawracania Prusów na Chrześcijanstwo. Skończył się również czas przyjazdów półdarmowego rycerstwa, wywodzącego się z bandytów tak z Niemiec jak i zachodniej Europy, przybywających dla glorii, rozpusty, chęci sławy, rabunku i przyjemności mordowania Prusów. Nowa era spowodowała, że zamki trzeba było obsadzać najemnikami i wypłacać im żołd a kasa zakonna nie starczała na ten cel. W zamian zaległego żołdu Zakon obdarowywał najemników ziemią. Takie były początki powstawania junkrów prusackich. Kosztami bezwzględnego ekonomicznego wyzysku byli obciążani tak włościanie jak i mieszczaństwo. Wybuchło więc powszechne ponad narodowe antykrzyżackie niezadowolenie z licznym i bardzo znaczącym udziałem rdzennych Prusów.

Związek Pruski powstawał w mękach, Krzyżacy za wszelką cenę dążyli do storpedowania tego ruchu. Udało się to im po części z Pomorzanami i Kaszubami którzy byli prawie całkiem zgermanizowanym zlepkiem słowiańskim, pruskim i germańskim. Przeważała tam prywata i obawa przed ewentualnymi konsekwencjami ze strony Krzyżaków.

Prusowie ziemi Chełmińskiej i Pomezani nadal pozostający w strukturach Związku Jaszczurczego obserwując zamieszanie organizacyjne wstrzymywali się jeszcze i czekali już tylko na dogodną chwilę żeby wesprzeć i włączyć się do aktywnego działania Związku Prusów.

I tak już po raz któryś Prusowie, wykorzystując, tym razem ogólne niezadowolenie, przyłączają się do organizacji Związku Prusów, z postanowieniem powstania przeciwko niewoli znienawidzonego krzyżackiego germaństwa z opcją przyłączenia się do polskiej Korony. Dużo by było wymieniać, żeby przedstawiać dowody jak Prusowie sprzyjali i pomagali Koronie w jej nieporadności z germańskim krzyżactwem, pomimo, że to właśnie rdzenna ludność najbardziej ucierpiała podczas bitwy grunwaldzkiej nadal ta propolska orientacja trwała. Podczas pochodu z pola bitwy pod Grunwaldem do Malborka głodni Jagiełły woje nie pytali włościan czy to jest ich ostatni świniak czy ostatnia jałówka poprostu brali. Najgorsze miało jeszcze być w wojnie Trzynastoletniej.



WOJNA TRZYNASTOLETNIA 1454 - 1466


6-go marca 1454 roku sfinalizowany został akt inkorporacji Prus, z potwierdzeniem uprzednio już posiadanych praw, mieszkańcy Prus uzyskali równouprawnienie z mieszkańcami Polski. W konsekwencji miało to oznaczać likwidację Zakonu w Prusach.

Na czele Związku Pruskiego stanął Prus Jan Czegenberg i Jan Bażyński. Ostatni, niewiadomego etnosu napewno nie Prus, prawdziwy kameleon, który w początkach swojej kariery aktywnie wspierał Krzyżaków. Członkowie tego rodu wspierali z jednej strony polskiego króla z innej zaś Krzyżaków, tym sposobem zdobywali i zabezpieczali swoje wpływy i latyfundia. Zbili olbrzymią fortunę pożyczając pieniądze, także blisko współpracowali z polskimi możnowładzcami, dzięki którym pozyskali wielką polityczną pozycję, do tego stopnia, że Bażyński zarządał i otrzymał od króla stanowisko gubernatora Prus. Ród ten nie przetrwał wielu pokoleń, albo po prostu ze zdobyczami przeniósł się i gdzieś zapewne tam pod innym nazwiskiem robił następne interesy.
Związek Pruski wypowiadając posłuszeństwo Krzyżakom, zrobił to z jednoczesnym przyjęciem nad nim zwierzchnictwa króla Kazimierza Jagiellończyka. Klerykałowie byli przeciwni takiemu aliansowi, obawiając się powstania pruskiego, robili królowi wiele trudności.

W tamtych czasach autentyczną władzę sprawował kler i możnowładcy, a nimi rządziła prywata.

Wojska Związkowe rozpoczęły swoje wojenne działania przeciwko Krzyżakom a Korona przyłączyła się do nich 21 kwietnia 1454 roku. Nazwano to póżniej Wojną Trzynastoletnią. Prowadzenie tej kosztownej, długiej wojny dowodzi o dużej polskiej nieudolności w prowadzeniu wojen. Wojny o dwanaście lat za długiej. Prusowie z całym rycerstwem i ich poddanymi licznie uczestniczyli w niej z nadzieją przegonienia niemczyzny. Na nic zdały się ich namowy do bardziej zorganizowanej bojowej aktywności Prusów która poderwałaby Prusów do powstania w północno-wschodniej części Prus, a tego Krzyżacy panicznie się bali. Rdzenni mieszkańcy byli gotowi do takiej akcji i tylko dla przykładu w Piszu w 1455 roku powstanie chłopskie i zajęcie zamku piskiego przez powstańców. Prusowie zawierzyli Koronie poświęcając się wraz ze swoimi majątkami służąc bez wynagrodzenia do włączenia Prus do Korony. W tym samym czasie polscy panowie obławiali się zdobyczami i połowicznym zwycięstwem w kosztownej bardzo nieudolnie prowadzonej wojnie, tak żeby Krzyżacy jej nie przegrali. Rezultat był taki, że Prusowie politycznie z życia zostali wyeliminowani i potracili swoje majątki. Długofalowe działania wojenne to co innego niż koncentracja w prowadzeniu jednej bitwy. Podobnie rzecz się miała z dalekosiężną polityką Rzeczpospolitej.

7-go lutego 1454 roku związkowcy pod dowództwem pruskiego rycerza Ottona Machwica zdobywają zamek w Papowie a dowódcą zamku zostaje inny rycerz, Prus, Janko z Targowiska. Była to pierwsza zdobycz przed kapitulacją Torunia. Prus Otton Machwic poza tym wydarzeniem jest niezwykle aktywny w wielu innych misjach.
Bez walki skapitulował zamek w Pokrzywnie, który powierzono rycerzowi chełmińskiemu Bartoszowi z Turznic.

Obronne walory zamku w Radzyniu spowodowały, że obleżęnie przeciągnęło się do 19-go lutego a starostą został Prus rycerz chełmiński Jakusz ze Świętego.

Jan Kolda rodem Prus rezyduje na zamku w Nidzicy i tam 28 kwietnia 1458 roku opiera się oblężeniu zamku przez krzyżackie siły, na zakończenie oblężenia zadaje im śmiertelny cios i dzięki tej porażce Zakonu osłabia ich siły w Olsztynku i Ostródzie a grożba opanowania Olsztyna przez Niemców zostaje oddalona.





Siłami związkowców, które przejęły kontrolę nad miastem Brodnica, dowodził Jakusz z Osieczka który też obiął dowództwo nad miastem. Póżniej apelował do Tajnej Rady o posiłki do zdobycia zamku w Brodnicy. Po zdobyciu Brodnicy inne pomniejsze zameczki samoistnie zgłaszały się do Związku, w tym Lubawa, Kurzętnik, Lidzbark Welski i Bratian. Na wzmiankę zasługuję pruski rycerz Ramsza Krzykoski bardzo aktywny w regionie Powiśla.

Nie sposób wymienić wszystkich, a o Janie z Jani, wybitnym Prusie z Kociewia, powinno ukazać się osobne opracowanie.





Dzięki sprawności pruskiego rycerstwa ziemi chełmińskiej zbrojne powstanie Związku Pruskiego przebiegało tam bardzo szybko i sprawnie.

Sukcesy na ziemii chełmińskiej bardzo pomogły Związkowi Pruskiemu w opanowaniu Pomezanii bez zbrojnej akcji. Wielkie zasługi można tu przypisać dyplomacji Prusa Krzysztofa z Klecewa, który 7-go lutego został starostą całego dominium. Starostą zaś zamku kapituły i jej dóbr w Kwidzynie został pomezański rycerz Mikołaj z Wrocławka.

Poddaństwo Związkowi Pruskiemu zgłosiły miasta Gardei, Prabuty, Susz, Kisielice i Biskupiec Pomorski. To wszystko zdarzyło się na przestrzeni paru tygodni. Dalsze wyliczanie masowości przystępowania do Związku Pruskiego może znużyć czytelnika.

Materiały na temat tej wojny są bardzo obfite, nie będziemy wiec rozwijać tego tematu gdyż chodzi nam tylko o wykazanie jaki był w niej udział Prusów i to w skrócie i jak się to dla nich skończyło. W związku z tym, rozwiniemy ten temat na przykładzie bardzo dobrego opracowania, historii pruskiego rycerza Mikołaja III z Pilewic, wnuka Mikołaja I z Pilewic poznanego w bitwie pod Grunwaldem.

Rycerski pruski ród Pilewskich, wtedy częściej znany jako von Pfeilsdorf, nigdy nie zapomniał jak i jego wszyscy rodowcy o swojej staropruskiej tożsamości na przestrzeni wieków i do dzisiaj, w pamięci pielęgnowali korzenie swoich przodków.

Mikołaj III Pilewski syn Jana II Kleca (tak czasami też się pisali) członek Związku Pruskiego dorastający w rodzie w którym pamięć o narodzie pruskim i jego przodkach nigdy nie wygsła, na rycerza został pasowany w roku 1457. W Wojnie Trzynastoletniej z całym rodem mocno zaangażowany po stronie Związku Pruskiego i polskiej Korony. Wysoka pozycja ojca, Jana II-go w okręgu elbląskim, w ktorym znajdowały się dobra Pilewskich i rola reprezentowania Prusów stopniowo przejmowana była przez Mikołaja III, jego uczciwość i rzetelność owocowała wielkim szacunkiem pośród lokalnej ludności wbrew pozycji “polskich panów” dla których Prusowie od zawsze byli ością w gardle.

Brat Mikołaja III, 1-go września 1462 roku, Michał Pilewski w otwartym konflikcie z dowódceą sił polskich Piotrem Duninem, przez którego zostal fizycznie napadnięty, spowodowało odejście jego i posiłków gdańskich. Tak więc i do rękoczynów dochodziło a wszystko ze szkodą dla Korony. Ten sam Michał pod koniec wojny uczestniczy w walkach o Starogard Gdański. 8-go czerwca 1466 roku wystawił wraz z chorążym tczewskim Pawłem Wusen na jeden kwartał rotę jazdy w sile 70 koni.

Z czasem Mikołaj III stał się jednym z najbardziej zaufanych mężów Stanów Pruskich a także miał wielki mir u samego króla Kazimierza Jagiellończyka. Jako młody jeszcze rycerz rezydował na zamku w Morągu, póżniej z ramienia Związku Pruskiego dowodził na zamku w Szczytnie. W roku 1460 jest obecny przy kapitulacji krzyżackiej załogi Malborka. W tym samym roku z ramienia króla posłuje do Gdańska. Tegoż roku dowodzi jeszcze zaciężnymi Torunia wysłanymi Wisłą na odsiecz zamku Ś́wieciu.

25-go września 1461 uczestniczy w poselstwie Stanów Pruskich, tak samo w roku 1466 w Piotrkowie, z apelem do króla przebywającego w Bydgoszczy o aktywizację działań bojowych we wschodniej części Prus. Dowodzi to o wielkiej dalekowzroczności Prusów i skończenia z krzyżactwem i wprowadzenia Prus do Korony. Będąc kasztelanem chełmińskim i członkem Rady Pruskiej cały czas uczestniczy nie tylko w zbrojnych misjach, ale jednocześnie w wielu dyplomatycznych misjach na zlecenie króla Kazimierza Jagiellończyka. Rada Pruska powołana została do zarządzania Prusami Królewskimi. Ważnym do podkreślenia, że Mikołaj III nie był samotnym jako Prus, w jego otoczeniu było pruskie rycerstwo, ktore aktywnie jego wspierało. Nie było tego jednak ze strony “panów polskich” a wprost przeciwnie. 19-go maja 1467 roku Kazimierz Jagiellończyk, polski król w dowód wielkiego zaufania mianuje Mikołaja III na kasztelana Gdańska i prawdopodobnie wojewodę Pomorza. Była to pierwsza w historii taka polska nominacja. Trzeba pamiętać, że zaraz po rozpoczęciu powstania gdańszczanie doszczętnie zniszczyli zamek, w celu, nie tylko pozbycia się Krzyżaków, ale także aby nie osadzono po raz kolejny w zamku nowych ciemiężycieli - nie tęsknili za Polakami.





Efekty z działalności Mikołaja III wraz z jego pruskim otoczeniem w Wojnie Trzynastoletniej, chociaż był sygnatariuszem pokoju w Toruniu, nie przyniosły Prusom żadnych korzyści ani rozwiązań, a wręcz odwrotnie wielkie zubożenie i ruinę. “Panowie polscy” wyszli z wielkimi prywatnymi zdobyczami finansowymi korzyśćmi, z ziemskimi nadaniami. Prywata była na pierwszym miejscu u wszystkich poza rdzennymi Prusami.

Zasługi Mikołaja III dla Korony były tak duże, że w tym czasie nie miały sobie równych. Wartym podkreślenia jest fakt niepobierania przez niego żołdu, jego publiczna służba była za darmo a jak się okazało póżniej i na darmo. Nie dość, że Krzyżacy spalili jego dobra w Łukcie wraz z Łęguckim młynem, to koszta tej wojny pochłonęły cały majątek rodowy. Król Kazimierz Jagiellończyk docenił jego zasługi jak również widząc jego majątkowy stan, obdarował go starostwem tczewskim. Inny był stosunek “panów polskich” do Mikołaja III, senatora Korony, systematycznie siali wokół niego intrygi oskarżając o działania na niekorzyść Polski. 4-go czerwca 1474 na zamku Dybowskim, w obecności króla zaprotestował przeciw panom koronnym, oni zaś oskarżyli jego o nie honorowe postępowanie i zdradę interesów króla. Król odrzucił podejrzenia w stosunku do Mikołaja III, zapewniając o swoim pełnym zaufaniu dla niego jak i Stanów Pruskich. Dodatkową tego oznaką, 9-go czerwca zapisuje tysiąc florenów węgierskich na urządzenie młyna w starostwie tczewskim i dworu w Zajączkowie. W sukurs “panom” przychodzi mistrz krzyżacki Henryk von Richtenberg. W roku 1466 przed królem oskarża Pilewskiego, o szkodliwą dla Zakonu działalność w Inflantach. Był dla wszystkich po prostu niewygodny.

I tak w skrócie, bo to nie jest saga tego rodu, a tylko ukazanie atmosfery. Mikołaj III otrzymywał do końca życia od Kazimierza Jagiellończyka finansowe wsparcie, i również do końca życia wykonywał zlecenia, misje dyplomatyczne na rzecz króla. Wsparcie rodu kontynuował król Jan Olbracht i Aleksander Jagiellończyk. Życie zakończył w nieznanych, niewyjaśnionych okolicznościach na zjeżdzie koronnym. Czy była to śmierć naturalna ?

Wraz z odejściem Mikołaja III kończą się zmagania Prusów o wyswobodzenie Prus spod germańskiego jarzma. Pomimo, że ze strony króla otrzymuje kasztelanię koniukturalnego Gdańska to jednak zostaje on z pruskiej ziemi usunięty.

Ujść uwadze nie powinno, że kiedy pobór do sił krzyżackich rdzennego ludu odbywał sie pod przymusem, to siłą Związku Pruskiego było włościańskie pospolite ruszenie, które ochoczo odbywało służbę pod dowództwem rdzennych pruskich rycerzy. Nadal posiadali oni wielki mir i poszanowanie wśród miejscowej rdzennej społeczności.

Jeśli cofniemy się do wcześniejszych wydarzeń, przeważnie dotyczących pruskiego rycerstwa ziemi chełmińskiej, spadkobierców Towarzystwa Jaszczurczego dostrzeżemy niezłomną, zdeterminowaną wolę Prusów do zrzucenia krzyżackiego jarzma z ziemi pruskiej i raz na zawsze przetrącenie germaństwa.

Krzyżactwo żyło w ciągłej panicznej obawie, przed służącymi w ich w szeregach zwerbowanymi pod przymusem Prusami. Panicznie bali się, że to oni doprowadzą do kolejnego zbrojnego ogólnego powstania gdyż to wśród nich było największe niezadowolenie włącznie z nienawiścią do germaństwa, zupełnie niewykorzystanego przez Koronę a wręcz odwrotnie było tłumione. Dało się to poznać, kiedy desant polskich zaciężnych wylądował na Sambii i “gromił krzyżactwo” a w rzeczywistości Bogu ducha winnych Prusów. Dało to tylko poczucie niższego statusu przez lokalnych. Polacy nie odróżniali Prusów od Niemców. Powodem tego było niedopuszczanie pruskich przywódców, i nie korzystania z ich doradców przez dowódcę sił koronnych Piotra Dunina. Za wrogi można uznać jego stosunek do Prusów. Wielki mistrz w strachu widząc rosnące niezadowolenie wśród Prusów i w obawie powstania, szybko wycofał się spod Fromborka, uciekł zostawiając zapasy żywności i sprzęt oblężniczy. Prusowie byli wszechobecni, ciągle i wszędzie, a możliwość ich powstania wprowadzała Niemczyznę w panikę, w trwogę, gdyż pamięć grunwaldzkiej klęski ciągle pozostawała w ich pamięci.

Była to otwarta, ostatnia aktywność Pruskiego etnosu, tym razem nie samotna a sprzyjała politycznym interesom polskiego sąsiada w walce o dostęp do morza. W następnych wiekach rdzenny etnos zaczął być już terminowany pod nazwą Mazurzy, i tak jak uprzednio Prusowie tak i Mazurzy byli używani i manipulowani dla różnych politycznych celów przez Niemców i Polaków aż do całkowitego i celowego ich rozproszenia, a oni zawsze wszystkim mówili “ my nie Niemcy, ale też nie Polacy, my tutejsze”. Nigdy, ten etnos nie otrzymał należytego jemu poszanowania nie mówiąc już o pospolitej sprawiedliwości.

Kazimierza Jagiellończyka, jako króla uznać można za sprawnego i wytrwałego w dążeniu do pokonania wroga, ale kontrolę nad nim, razem z klerem na czele trzymali “panowie polscy”. Sam dowódca wojsk koronnych Piotr Dunin był miernotą, zdemoralizowane mieszczaństwo, liczna najemnych dezercja, zdrady, nadużycia w wypłacie żołdu, rabowanie, przyniosło połowiczne, fikcyjne, kosztowne zwycięstwo Koronie, Prusom nic to nie dało a przynioslo tylko ekonomiczną katastrofę. W zaledwie parę tygodni rycerstwo chełmińskie opanowało ziemię chełmińską i Pomezanię z flankami w Nidzicy, Szczytnie plus Olsztyn i nie wymienionymi innymi rejonami które pod kontrolą mogły się znalezć. Wystarczyłaby mądra zdecydowana strategia, sprawiedliwa, uczciwa współpraca z rdzennymi Prusami. Strategiczne i mądre postępowanie z rycerstwem Prusów żeby iść w kierunku innych pruskich ziem, rozsprzestrzenić powstanie, które stałoby się falą do pokonania Krzyżaków i nie dopuściłoby do ciągłego przybywania licznych posiłków z Niemiec. Zaniedbania po grunwaldzkiej bitwie są aż na zbyt widoczne, zemściły się, ale za długo by o tym mówić.

Dalej da się zauważyć, że przy małej obecności rdzennych Prusów w Tajnej Radzie gdzie rządziła prywata “panow polskich”, rdzenni niewiele mogli wskórać.

Jak piszą Edward Martuszewski i Tadeusz Oracki na obszarze komturstwa ostródzkiego; “Po roku 1466 na obszarze Dąbrówno - Nidzica - Olsztynek przeszło w ręce Polski aż 239 majątków. W latach 1467 - 1519 osiedliło się w komturstwie ostródzkim aż 357 Polaków. Kolonizacja ta postępująca szeroką falą z sąsiedniego Mazowsza doprowadziła do zmiany struktury narodowościowej...” Powyższe cyfry są zatrważające, jak również polityka, przy tysiącach rdzennych Prusów to 357 osadników Polskich miało bronić granic Rzeczpospolitej......Czy kiedykolwiek obroniło ?

Ta wojna trwała za długo, o tylko dwanaście lat, ale już wtedy na wojnie robiono pieniądze. Wystarczyłaby w tej wojnie prosta taktyka jaką mogłoby być spychanie Krzyżaków do morza wzdłuż wybrzeża, w kierunku Królewca by tam im urządzić drugi Grunwald. Bez pomocy Prusów było to nie możliwe, ale Polakom z nimi nie było po drodze. Zaowocowało by to odrodzeniem się pruskiej tożsamości, ale dla Polaków i Litwinów było nie do przyjęcia żeby na taką sytuację pozwolić i dla kleru też nie do zaakceptowania. Łatwiej było póżniej zaakceptować rozbiory i rok 1939-ty.

Żaden z historyków nie podiął próby opisania tych wydarzeń, jako wielkiego powstania Prusów. Jedyną ich tezą to, że rycerstwo pruskie walczyło o swoją polityczną rolę. Rycerstwo taką rolę miało u Krzyżaków i wystarczyło by im się tylko wynarodowić. Większej historycznej bzdury usłyszeć nie można. Historycy w drugiej Rzeczpospolitej kiedy w jej granicach nie było jeszcze Warmii i Mazur zupełnie inaczej pisali o Prusach aniżeli obecni. Nigdy nie było Polski interesem, żeby ożywić Pruski żywioł, a jeśli już to używano Prus do politycznych manipulacji. Jak choćby z Mazurami w 1920 roku podczas Plebiscytu. W rezultacie takiej polityki Polska zapłaciła bardzo wysoką cenę. Nie była to polityka tylko “panów polskich”, przedewszystkim kleru papieskiego a więc i polskiego też.

Karol Górski pisze “Osiemdziesięcioletni Kalikst III (Papież), ... na Związek rzucił klątwę. Jan Gruszczyński (diecezja gnieźnieńska, poznańska i włocławska) klątwy nie uznawał wcale”. Dalej “a Tomasz Strzępiński ( herbu Prus I), biskup krakowski, w roku 1459 publicznie w tymże Toruniu ogłosił, że król słuszną wojnę prowadzi. Długosz o rzuceniu klątwy milczy....”.

Prusowie postawili na Polskę jak na sojusznika. Sojusznik nie sprawdził się. Stawiając taką tezę, należałoby ją udowodnić. Powyższy materiał jest wystarczający. “Pospolitego” narodu, nigdy nie informuje się o kulisach polityki więc nic nie wie co się za tą polityczną sceną dzieje. Jednak władza zawsze wychodzi na swoje za sprawą manipulowania a w razie potknięcia sięga po patriotyzm jako koło ratunkowe dla własnej pozycji.

Podsumowując ten etap historii, Korona dwukrotnie straciła okazję pozbycia się germańskiego wrzodu. Dalej, w roku 1525 przyjęła Hołd Pruski przez króla Zygmunta Starego, który w tym samym roku na wezwanie swojego prusackiego wasala, Albrechta, wojskami z Litwy, bardzo krwawo stłumił powstanie sambijskich chłopów. Była to prywata. Hohenzollern był nie tylko wasalem króla, ale też jego siostrzeńcem i król spełniał jego prośbę.

Pozostaje pytanie, co Korona zrobiła dla Prusów... ? Odpowiedż krótka, NIC.
Prusowie - uciekinierzy rozproszeni w Rzeczpospolitej w następnych wiekach dają liczny dowód swojej lojalności w bardzo wielu dziedzinach jej życia militarnym, naukowym, kulturalnym i społecznym.

Najlepiej to wszystko podsumowuje Ks. Łukaszewicz “ Jeżeli historia ma być mistrzynią życia trzeba mówić prawdę o Grunwaldzie i Witołdzie, oraz prawdę o pokoju w Toruniu w 1411 i w r. 1466.”

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Początek Strony