KONTAKT

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Licznik

Języku pruskim, lekcja 5

Język Prusów lekcje:  « 1 »    « 2 »    « 3 »    « 4 »    « 5 »    « 6 »



Klokine

Jakiś stłumiony hałas dobiegł go zza wzgórza, Rukalas skręcił w tamtym kierunku. Ryk rozjuszonego zwierzęcia - może to klokis, niedźwiedź ?
Skulił się za rosnącym na samym szczycie świerkiem.
Kilkadziesiąt metrów niżej, na niewielkiej polanie, wielki wissambris, żubr rył przednimi kopytami ziemię, potrząsał łbem. Spojrzał przez gałęzie w bok.
Po drugiej stronie polany, na tylnych łapach z przygiętym karkiem stała wielka brunatna niedźwiedzica...
Ale szykuje się walka ... pewnie ci dwaj mocarze wissambris i klokine też chcą wiedzieć kto tutaj rządzi w puszczy.
Żubr ruszył z nisko pochylonym łbem,
Jak szybko ! - przemknęło mu przez myśl.
Niedźwiedzica skoczyła naprzód i tuż przed zderzeniem skręciła w bok jednocześnie obiema łapami uderzając w żubrzy łeb.
Zwierzęta zwarły się ze sobą, niedźwiedzica wczepiona pazurami i paszczą w kark żubra, rozparta na szeroko rozstawionych tylnych łapach
Żubr , jakby nie dźwigał żadnego dodatkowego ciężaru, ruszył naprzód w kierunku kępy brzóz. Chce przybić ją do drzew !
Jedna z brzóz prysnęła jak sucha trzcina - niedźwiedzica przeleciała parę kroków dalej i już zwinnie jak kot skoczyła z drugiej strony.
Ale walka !
Żubr uderzył rogami , przerzucił niedźwiedzicę przez grzbiet, ledwie ta spadła na ziemię już natarł na nią rogami.
Niedźwiedzica wymknęła się, odbiegła kilkanaście kroków w bok i ryczała teraz , stojąc na tylnych łapach. Rukalas poczuł jak pot oblewa mu plecy , przysiągłby że klokine spojrzała w jego stronę !
Żubr potrząsał łbem , walił kopytem w ziemię, z karku zwisał mu płat rozdartej skóry, na przednich nogach też miał ślady pazurów.
Niedźwiedzie tak właśnie atakują, walcząc ze sobą, chwytają się za bary, jednocześnie tylną łapą próbują rozpruć brzuch przeciwnika.
Żubr ruszył znowu, niedźwiedzica odskoczyła do tyłu unikając uderzenia, przetoczyła się przez rozłożysty cis, susami przebiegła łukiem na drugą stronę polany i znów stanęła na tylnych łapach, rycząc...
Też miała polepioną krwią sierść,
Żubr zrobił kilka kroków, stanął, wolno poruszał łbem.
Cofnął się kilka kroków, teraz tylnymi kopytami rył ziemię dla lepszego odbicia - ruszył na niedźwiedzicę, ta dopiero w ostatniej niemal chwili opadła na przednie łapy i rzuciła się wprost na pobłyskujące w słońcu rogi.
Ale mocarze, dwaj mocarze puszczy i żaden ani myśli ustąpić.
Zwierzęta sczepiły się znów.
Które z nich zwycięży ?.
Żubr znów podrzucił łeb, ale niedźwiedzica wczepiona całą siłą pazurów i szczęk uniosła się tylko nad ziemię, trzymała mocno.
Żubr pochylił łeb przygniatając niedźwiedzicę rogami do ziemi, ta nie zwalniając uścisku tylną łapą uderzyła w przednie nogi. Żubr padł na kolana. Zerwał się ale niedźwiedzica już zrobiła przechwyt, jedną łapą naciskała na łeb do dołu - chce skręcić mu kark.
Aż ziemia jęknęła, żubr padł na bok, niedźwiedzica wgryzła się zębami w jego szyję !

Nie puściła żubra dopóki nie ustały śmiertelne drgawki.
Rukalas przesunął językiem po spierzchniętych wargach, chyba mnie nie zwietrzyła, tylko mi się zdawało, że patrzy na mnie, przebiegło mu przez myśl.
Choć biegnąc w dół pewnie i by jej umknął. Ale teraz klokine ma swoja zwycięską walkę, nie będzie myślała o szukaniu innego łupu.
Wycofał się spod świerka i ruszył w dół ku rzece. Właśnie wtedy do jego uszu dobiegł niedźwiedzi zew triumfu i panowania,

Gdy wrócił do domu , ojciec szykował łaźnię...
- Ojcze, jaką walkę widziałem w lesie : żubra z niedźwiedziem.
Ale siłacze, tego żubra to widziałem już kiedyś ale niedźwiedzica to chyba pierwszy raz w naszej bliskości, przyszła skądś. No i niedźwiedzica zwyciężyła, zdusiła go, za gardło chwyciła. Ale była walka .

- Z niedźwiedziami to lepiej z daleka. Zobaczymy, tylko żeby do nas się nie zakradła A i po żubrzą skórę lepiej nie chodź, bo do truchła z okolicy wszystkie niedźwiedzie się zejdą
Po kilku dniach Rukalas dostrzegł ślady niedźwiedzia przy wodopoju. - Ojcze, ślady są niedźwiedzia dużego, za zakrętem rzeki gdzie bydło poimy , może to ten sam com go przed poprzednią pełnią widział, ta niedźwiedzica, co żubra zagryzła. Albo jakiś inny, nowy. Zbierzemy się na niego ?

- Niedźwiedzia to lepiej nie tykać, on to jak brat nasz jest, jak nam w drogę nie wchodzi , to i my go nie zaczepiajmy... co innego jakby krowę albo konia zagryźć miał

Jeszcze gorzej było następnego ranka, ślady były tuż przy domu . Okazało się, że w tę noc porwał lnianą chustę białą, w którą Arkute zawijała ich małego synka.
- Suszyła się na płocie, a teraz porwana, pogryziona - pewnie się drasnął bo i ślady krwi są. Ojcze , zbierzemy się na niego ?

Zobaczyli niedźwiedzia jak wolno przechodził między jałowcami, wychudły jakiś, pod ojcem trzasnęła gałązka - niedźwiedź zwrócił łeb w ich stronę. Zatrzymał się zaczął węszyć, stali od niego na strzał z łuku.
Ojciec pochylił oszczep,
- Jak trafisz go z łuku w gardło to strzelaj, bo ranić to się nie godzi, zamęczy się gdzieś w lesie.
Niedźwiedź stanął na wprost nich, węszył, jedną łapą pocierał pysk ...
Rukalas pomyślał, że chyba to ta sama niedźwiedzica, ale jak wychudła!
Podkuliła przednie łapy i położyła się na ziemi
Spojrzeli po sobie, co to znaczy ?
Stali nie wiedząc co czynić; niedźwiedzica nie umykała , znała przecież zapach człowieka i wiedziała że to jest największy, śmiertelny wróg, a teraz leżała przed nimi ...
Jakieś ciche, żałosne skomlenie dobiegło do nich.
Nie ryk wściekłego rozjuszonego zwierza...
Skowyt..
- Podchodzimy, ostrożnie, trzymaj łuk .
Ojciec z oszczepem, na lekko ugiętych nogach...
Podeszli na kilka kroków...
Leżała, pocierała łapą pysk, nie czuli w niej zapowiedzi skoku, ataku...
Spojrzeli po sobie, co jest ?
Uniosła łeb do góry , w jakimś bolesnym grymasie rozchyliła paszczę - w górnej szczęce, w podniebieniu - coś tam tkwiło zaklinowane!
Kawał kości !
- Daj nóż !
Rukalas jedną ręką przytrzymując strzałę, wolno podał nóż.
Ojciec szeptał :
- Klokine, klokine mes asmai kaigi brote be sestro, mes asmai...
my jesteśmy ja brat i siostra, my jesteśmy...
Wsunął nóż w szczelinę między zębami , ciągnął w dół.
- Mocno siedzi psiekrwie..
Niedźwiedzica zaskomlała, ale przyjmowała ten ból ..
- Ojcze, ja spróbuję oszczepem, będzie lepsza dźwignia, a drzewce nie wyłamie jej zębów...
Niedźwiedzica nie poruszyła się nawet o włos...gdy zaparł się z całych sił, wyłuskał
cuchnący, postrzępiony na końcach gnat.
Połówka piszczela chyba , szeroka na dłoń.
Cofnęli się o kilka kroków,
Niedźwiedzica mruknęła coś w ich stronę, odwróciła się i po chwili zniknęła między jałowcami .

Minęły lata, trzy razy po trzy, newint.
Maleńki Mikkelis wyrósł na niezłego zucha, już ojciec brał go na polowania.
Teraz szli razem zapolować na łososie płynące na tarło w górę rzeki . Już czuło się nadchodzącą zimę, kilka dni temu spadł pierwszy śnieg.

- Mikelis, ciiiicho, patrz tam niedźwiedzica uczy małe jak polować na łososie !.

Niedźwiedzica zwietrzyła ich, patrzyła teraz w ich stronę,
Czy to ta sama, co przed dziewięcioma laty ?
Potarła łapą pysk !
Ta sama !
Coś pomruczała do swoich dwóch niedźwiadków
Rukalas i Mikkelis patrzyli teraz jak dwa malce ciągną razem w ich stronę wielkiego, trzepoczącego się łososia.

Niedźwiadki zatrzymały się kilka kroków przed nimi. - A to dostaliśmy podarek !.
Rukalas rozejrzał się czujnie. Ale nic się nie działo, niedźwiedzica stała daleko, patrzyła w ich stronę lekko kołysząc łbem, przestępowała z jednej łapy na drugą.

Mikelis wyciągał z sakwy słodki placek, podzielił go na połowę...
- Podejdź, ale spokojnie i daj każdemu, powiedział półgłosem Rukalas.
Mikkelis wolno ruszył w stronę niedźwiadków z kawałkiem placka w każdej dłoni.
To chyba był dla nich największy smakołyk, jakiego kiedykolwiek skosztowały w swoim rocznym, niedźwiedzim życiu.
Zjadły, oblizywały się teraz, patrzyły wyczekująco na Mikkelisa ...

Pokazał pustą torbę.
- Ne ast, Nie ma !
Niedźwiadki jakby zrozumiały, że nie dostana już nic więcej, zajęły się zabawą - zaczęły się przepychać.
Siłowały się stojąc na tylnych łapach, chwytały się zębami, przewracały się .
I znów wzięły się za bary.
Naraz zatrzymały się, widać matka mruknęła coś - niedźwiadki pobiegły w jej stronę.
Po chwili razem : matka i młode przeszły na drugą stronę rzeki, zniknęły w nadbrzeżnych zaroślach.

Mikkelis zapytał.
- Tato, a kto rządzi światem tak że niedźwiedź może zrozumieć się z człowiekiem ?
Że mogą być jak bracia...
- Bóg.
- Bóg ?, czy to jest ten Krzyżak, co zabił dziadka i mamę? ten który kazał powtarzać :
Tu netur kittans deiwans preimien turritwei, nie będziesz miał bogów cudzych przede mną.
- Nie synku, to nie ten... Inny.
- Dobry ?
- Tak, dobry.

Jerzwałd , Pomeza Tauto Februarus 2007


PILEWSCY SAGA
Grzegorz Białuński
RÓD PRUSA KLECA
PUBLIKACJE
PUBLIKACJE
Aneks I

PUBLIKACJE
Aneks II

MAIL: PRUS@PRUSOWIE.PL


Początek Strony